Rydzynski Marie - Skradzione serce, Ebook, Książki (PL)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MARIE RYDZYNSKI
Skradzione serce
ROZDZIAŁPIERWSZY
Dzieńbyłgorący,leczwpowietrzuunosiłasięwilgoć.WKaliforniitakapogodazdarzasię
bardzorzadko,aleLissazawszemiałapecha.Kołnierzmunduruuwierałjąwkark,pot
strugamispływałpoplecach.Ranoodebrałazwarsztatusamochódzniesprawną
klimatyzacją.Mechanikzaklinałsięnawszystkieświętości,Ŝemiałzbytmałoczasu,byją
naprawić.Zanimminęłopołudnie,juŜŜałowała,Ŝemimowszystkozgodziłasięnim
wyjechać.
Czerwonesportoweautoprzemknęłoobokniejjakwypuszczonazłukustrzała.Tenfacet
chybaoszalał,pomyślała.
Włączyłamigocącysygnałnadachuswegoradiowozuiruszyławpościgzasamobójcą.
Właściwiepowinnambyćwdzięcznalosowi,Ŝechoćpodkoniecdniamamcorobić,
pomyślała.
Kierowcaczerwonejcorvettynajwyraźniejzorientowałsię,Ŝeścigagopolicja,bozahamował
naglezpiskiemopon,cudemtylkounikajączderzeniazjakimśstarymwrakiem.Grzecznie
zjechałzjezdniistanąłprzykrawęŜniku.
LissazatrzymałaradiowóztuŜzawinowajcą.Odgarnęłaprzyklejonydoczołakosmyk
włosówiwysiadła.Dobrzewiedziała,Ŝenajbardziejniebezpiecznechwilejejzawodowego
Ŝyciatote,wktórychpodchodzidozatrzymanegopojazdu.NigdyniemoŜna
przewidzieć,czyniesiedziwnimniebezpiecznyprzestępca,gotówzrobićwszystko,Ŝeby
tylkouniknąćspotkaniazpolicjantem.
Drzwicorvettyotworzyłysię.Narozpalonymasfalciestanąłeleganckoubranyi
niesłychanieprzystojnymęŜczyzna.Niewyglądałnaniebezpiecznegoprzestępcę.JeślijuŜ
czemuśzagraŜał,totylkospokojowiduchaLissy.Wpatrywałasięwniegojakurzeczona.
Miałogorzałąceręinajpiękniejszątwarz,jakąwidziaławcałymswoimŜyciu.OnteŜsięjej
przyglądał.Zdawałasobiesprawę,Ŝeniewypadłanajlepiejwjegooczach.Munduri
niezgrabnepantoflenapłaskimobcasieniedodająpowabuŜadnejkobiecie.Pięknejasne
włosy,którezwykleopadałyjejnaramiona,miałasplecionewefrancuskiwarkocz.Lissa
uwaŜała,Ŝetafryzuradodajejejlatipowagi.ZaleŜałojej,bytraktowanojązszacunkiem.
MęŜczyznauśmiechnąłsię,kiedywyciągnęłabloczekmandatowy.
Niemiałempojęcia,ŜestróŜamiprawabywajątakczarująceistotyzaŜartował.Głęboki,
miłygłosbrzmiałniezwyklepodniecająco.
Otofacet,któryuwaŜa,Ŝedziękipochlebstwomunikniemandatu,pomyślałaLissa.
Jechałpanstodwadzieściakilometrównagodzinę,choćnatymodcinkuautostrady
obowiązujeograniczeniedoosiemdziesięciuodezwałasięnajostrzejszymsłuŜbowym
tonem,najakizdołałasięzdobyć.Udała,Ŝenieusłyszałakomplementu.
Wiem,Ŝebardzozawiniłem.Kierowcapodniósłdogóryobieręcenaznak,Ŝesiępoddaje.
MójsamochódnielubijeździćponiŜejsetki,chociaŜtojuŜstaruszek.
Todośćkosztowneupodobanie.Lissaztrudempowstrzymałauśmiech.Proszęoprawo
jazdy.
MęŜczyznazwdziękiemwsunąłrękędokieszeniświetnieskrojonej,szarejmarynarki,wyjął
portfel,otworzyłgoipodałLissieswójdokument.Namalutkim,czarnobiałymzdjęciu
właścicielcorvettyniebyłnawetwpołowietakprzystojnyjakwrzeczywistości.
PrawojazdywydanowNowymJorku.Numerbyłtakdługi,Ŝezajmowałprawiecały
kartonik.ZdokumentemwdłoniLissapodeszładosamochodu,Ŝebysprawdzićnumery
rejestracyjne.Corvettaniemiałapomarańczowychtabliczewschodnichstanów,ale
śnieŜnobiałetablicekalifornijskie.WLagunaBeachuŜywanotychtablicdopieroodkilku
miesięcy.
Poproszęodowódrejestracyjnypowiedziała.Ciekawe,czyprzyjechałdokogośw
odwiedziny,pomyślała.AmoŜetosamochódjegoprzyjaciela?
Chwileczkę.BrettMcKenna(takienazwiskofigurowałowjegoprawiejazdy)wsunął
głowędosamochodu.Napewnogdzieśtujestmruczał,wyjmujączeschowkana
rękawiczkijakieśprzedmioty.RazemzmapąRhodeIsland,niestetydodałześmiechem.
Bardzoładniesięśmieje,pomyślałaLissa.Ciekawe,coonomniemyśli.UwaŜaj,
Armstrong,przywołałasiędoporządku.Zarazwlepiszmandattemufacetowi,amimoto
masznadzieję,ŜezrobisznanimdobrewraŜenie.Wspanialesięzaczyna.
O,jest!ucieszyłsięBrettiwręczyłpolicjantcemałykawałekpapieru.
NadokumenciewidniałonazwiskoBrettaijegokalifornijskiadres.Tonadobrezaciekawiło
Lissę.
DuŜopanpodróŜuje?zapytałaispojrzałananiego.BoŜe,aleŜonwysoki,pomyślała.
Samamiałaponadmetrsiedemdziesiąt,aletenmęŜczyznawydałjejsięwielkijakwieŜa.
Czasami.MoŜepaniprzysłaćmandatnamójkalifornijskiadres.Napewnodomnie
dotrze.
Lissapróbowałapisać,alejejpióroodmówiłoposłuszeństwa.Potrząsnęłanimkilkarazy,
leczokazałosięuparte.
Bardzoproszę.
Lissaspojrzaławroześmiane,brązoweoczymęŜczyzny,apotemnajegowyciągniętąrękę,
wktórejtrzymałkosztownepozłacanepióro.
Dziękujęmruknęła.
WstydliwiewsunęładokieszeniswojenieszczęsnenarzędziepracyiwzięłapióroodBretta.
Ichpalcemusnęłysięprzelotnie.Bardzosięspeszyła.Tenzatrzymanyzachowywałsię
nadzwyczajuprzejmie.DotychczaswpodobnychsytuacjachtraktowanojąconajwyŜejz
całkowitąobojętnością.
Pisz,kretynko,ponagliłasamąsiebie,kiedysięzorientowała,ŜewciąŜgapisięnatego
męŜczyznę.Niewyglądanatrzydzieścijedenlat,pomyślała,zerknąwszywjegoprawo
jazdy.PospieszniespisywałazdokumentuniewaŜneinformacje,aBrettwciąŜnanią
patrzył.Czuła,Ŝetospojrzenieprzepalająnawylot.PrzezchwilęŜałowała,Ŝenieubrała
sięwcośbardziejkobiecego,aleszybkoprzypomniałasobie,ŜegdybyniesłuŜbowyuniform,
wogóleniezetknęłabysięztymmęŜczyzną.
ZnieukrywanąniechęciąpodałaBrettowimandat.Pomyślała,Ŝekwota,jakąbędziemusiał
zapłacić,zpewnościągoniezrujnuje.Skoromapieniądzenautrzymanie
dwudziestoletniegosamochoduwtakdobrymstanie...
Zatrzymujepanimojeprawojazdy?zapytałmęŜczyzna.
Oczywiście,Ŝenie.Kpisobiezniejczyco?PracawpolicjijestdlakobietybardzocięŜka
nawetwtedy,kiedyfunkcjonariuszkanieprzypominasłodkiejidiotki.Lissazmarszczyła
brwi.GroźnaBarbiewmundurzepolicjanta,pomyślałazrozpaczona.
Czywobectegomógłbymdostaćjezpowrotem?zapytałBrettMcKennaiwyciągnąłrękę.
JestemjuŜtrochęzmęczona.ZarazkończęsłuŜbębąknęłacośwrodzaju
usprawiedliwieniaipodałamudokument.
OktórejkończypanisłuŜbę?
SłuŜbapolicjantaniekończysięnigdyodrzekłaLissawymijająco.Stałasiępodejrzliwa.
Pocojakiśobcyfacetpytaotakierzeczy?
OdrazuczujęsiębezpieczniejzaŜartował.
Przestrzeganieograniczeńprędkościnapewnopoprawipanupoczuciebezpieczeństwa
oświadczyła.
Takjest,proszępaniodpowiedziałzuśmiechemizasalutował.
Lissaodwróciłasięnapięcieiruszyławkierunkuswojegosamochodu.Cwaniak,myślała,
chcącjaknajszybciejzapomniećotymczłowieku.Usiadłazakierownicą.
ZazwyczajukaranymandatemkierowcaniemoŜesiędoczekać,kiedywreszciepozwoląmu
odjechać,aletennieruszyłsięzmiejscaiwciąŜprzyglądałsięLissie.Poczułasiętak,jakby
ichrolesięodwróciły,jakbytoonapopełniłajakieśwykroczenie.Schowałabloczek
mandatowyiwłączyłasilnik.
Ciekawe,dokądtenfacettakbardzosięspieszył,zastanowiłasię.MoŜemajakieśwaŜne
spotkaniealboczekananiegopięknakobieta.JesteśnasłuŜbie,Armstrong.Niewolnoci
myślećogłupstwach,zbeształasięzaraz.MimotouwodzicielskiuśmiechBrettaMcKenny
wŜadensposóbniechciałzniknąćzjejpamięci.Prześladowałjąprzezcałądrogędokomisa
riatu.Niepomogłyanipięknewidokipoobustronachszosy,aniniespotykanyupał,kóry
sprawił,ŜewsłuŜbowymsamochodzieczułasięjakwchlebowympiecu.Tylkopiekącaw
dłoniekierownicaprzypominałaLissieotym,gdziejesticorobi.
Królestwozasamochódzklimatyzacjąwestchnęła.Całejejciałospływałopotem.
WzdłuŜszosypoprawejstronieciągnąłsiękolorowydywankwiatowy,apolewejprawie
niewidocznazaliniąmalowniczychletnichdomkówplaŜa.Pochwilidomkizniknęłyinic
juŜniezasłaniałowidokunaocean.Nieboiwodabyłynierozerwalniezwiązanez
dzieciństwemLissy.Tusięwychowała.CałewakacjespędzałanaplaŜyitamwłaśnieporaz
pierwszypoczułasmakpocałunku,zmieszanyzesłonąmorskąwodą.Tubyłjejrodzinny
dom,jakiegonieznajdzienigdzienaświecie.Codzienniepatrolowałatenteren.Często
myślałaonielicznychprzyjaciołach,którzywciąŜjeszczeznajdowaliczasnaspacerypo
plaŜyiniemartwilisię,cobędziejutro.
LissajuŜdawnozaplanowałaswojąprzyszłość.CięŜkąpracązasłuŜysobienaawans.
Zostanieinspektorem.Wtymcelupodjęłanawetpewnedziałania.Zapisałasięnakursdla
ekspertówdosprawsystemówbezpieczeństwa.OjciecLissybyłślusarzem,adziewczynka
odnajmłodszychlatprzejawiałaogromnezainteresowaniejegopracą.Kurozpaczymatki,
zanimskończyładziesięćlat,potrafiłaotworzyćnajbardziejskomplikowanyzamek.Na
kursiechciałapogłębićswąwiedzę.Przedtrzydziestkązamierzałaosiągnąćstatus
społecznyimaterialny,jakigwarantujeczłowiekowidobrzewykonywanapraca.Własny
dachnadgłowąjuŜmiała.Wspadkupobabcidostaładom,którywprawdziebył
zaniedbany,alestałniedalekoplaŜy,wgęstwiniekolorowokwitnącychkaktusów,iLissaod
razugopokochała.KaŜdąwolnąchwilępoświęcałanaodnawianiestaruszka.Ostatnio
zdobiłaoknadomuwykonanymiprzezsiebiekolorowymiwitraŜami.JuŜniedługojej
siedzibaprzypominaćbędziepałaczbajki.
PoniewaŜcaływolnyczasdzieliłapomiędzypracęzawodowąiodnawianiedomu,niewiele
gozostawałonaŜycietowarzyskieirandki.UwaŜała,Ŝemającdwadzieściaparęlattrzeba
pomyślećoczymśwaŜniejszymniŜzabawa.ZdąŜyłasięwyszalećwszkoleśredniej.Ta
samoistnazmianatrybuŜyciabardzojejodpowiadała.NiemiałaochotynaŜadenpowaŜny
romans.Wiedziała,ŜerealizacjaambitnychplanówŜyciowychwymagawieleczasui
energii.
JaknaironięwłaśnieterazjakŜywastanęłajejprzedoczamitwarzprzystojnegokierowcy
corvetty.Zawszełatwozapamiętywałanawetdrobneszczegóły,aletymrazemprzeszła
samąsiebie.PrzypomniałasobiekaŜdydetaltwarzyBrettatakwyraźnie,jakbyodtwarzała
nagranątaśmęwideo.Zmysłowy,miłyuśmiech,przymruŜonebrązoweoczy,powieki
zakończonedługimirzęsami,doskonały,prostynos...BujnejasnewłosysięgająceaŜza
kołnierzkoszuliwydałyjejsiętakrealne,Ŝemogłabyichdotknąć.
Lissaskręciławuliczkęprowadzącądokomisariatu.Zaparkowałaradiowózw
wyznaczonymmiejscuiprzezchwilęsiedziałazamyślona.Kimjestprzystojnynieznajomy?
PewniejestŜonatyiurwałsięnaparęgodzin,Ŝebyspędzićpopołudniezkochanką.Wdowo
dzierejestracyjnymwpisanoadreseleganckiejdzielnicyBeverlyHills.Lissazatrzymałago
dalekooddomu,ajegoubraniewskazywałonato,ŜeraczejniewybierasięnaplaŜę.
Poczułaspływającepotwarzykroplepotu.
Wyłaźztegosamochodu,kretynko,pomyślałaiodrazuprzypomniałasobie,Ŝenatwarzy
Brettaniedostrzegłanawetkroplipotu.WyglądałświeŜoielegancko,gdytymczasemona
czuła,Ŝezachwilęrozpłyniesięjaklodywsłońcu.AmoŜegopoprostuwymyśliła?Zcałą
pewnościąnieprzypominałŜadnegozjejznajomych.Jeślinawetpasowałdojakiegoś
realnegoświata,tojedyniedoświatabogaczy.Dozupełnieinnegoświata,pomyślałaLissa.
Paskudnapogoda,nie?ChrapliwygłoswyrwałLissęzmarzeńiprzeniósłzpowrotemna
parkingprzedkomisariatem.Właścicielemgłosubyłstarypolicjant,zktórymzaprzyjaźniła
się,kiedytylkozaczęłatupracować.
Niecierpiętakiegowilgotnegopowietrza,LeopoldziepowiedziałaLissairazemweszlido
nowoczesnegobudynku,wktórymmieściłasiękomendapolicji.
TojeszczenicwielkiegozaśmiałsięLeopold.Niepoznaszprawdziwejwilgoci,dopókina
zasłonieodprysznicaniezakwitnąciglony.
Dziękujęuprzejmie.Tamizupełniewystarczy.Rozstalisięwdługim,sterylnieczystym
korytarzu.
Lissaskręciładodamskiejszatni.PrzywitałasięzeznajdującymisiętamkoleŜankamii
podeszładoswojejszafki.Zwyklewszatnisłychaćbyłoharmiderprzekrzykującychsię
dziewcząt,aletegodniaprawieniktsięnieodzywał,jakbymówieniestałosięzbytwielkim
wysiłkiem.Wszyscyporuszalisięnazwolnionychobrotach.
TylkoLissabardzosięspieszyła.ChciałapozbyćsięsłuŜbowegoubraniaijaknajszybciej
uciecdodomu.Obiecywałasobiedługą,chłodnąkąpielispokojne,leniwepopołudnie.Zdjęła
błękitnymundur.Koszulęispodniewpakowaładolnianegoworka.Muszętowypraći
wyprasowaćprzedpowrotemdopracywewtorek,pomyślała.Wyjęłazszafkijasnoczerwoną
letniąsukienkęwbiałegroszki.Czerwona.Jaktamtacorvetta.Iznówmyślęotym
męŜczyźnie,zirytowałasię.Całąsiłąwoliodsunęłaodsiebienieproszonewspomnienie.
Zapięłanaszczupłejtaliibiałypasek,wsunęłastopywbiałesandałkinawysokimobcasie,a
potemwyciągnęłaprzytrzymującewłosyspinki.CięŜkiepasmazłotychwłosówspłynęłyna
jejramiona.Rozczesałajewprawnymrucheminiepatrzącwlustro,zaplotławgruby
warkocz.
Maszrandkę?zapytałaprzebierającasięobokLindaRamirez.
Nie.Nadziśzaplanowałamsobiewieczórwdomu.LissauśmiechnęłasiędopotęŜnej
kobietyokwadratowejtwarzy.Byłocościekawego?zapytała.Zamknęłaszafkę,wzięła
torebkęipłóciennyworek.
Zupełnienic.Tunigdynicsięniedzieje.Niemanapadówaniawantur.WVeniceBeach
byłozupełnieinaczejLindawestchnęłazesmutkiem.Brakowałojejtamtejokolicy,w
którejroiłosięodróŜnychpodejrzanychtypów.Acouciebie?
NicnadzwyczajnegoodrzekłaLissainatychmiastpomyślałaokierowcyczerwonej
corvetty.Tak,onbyłnadzwyczajny,aleprzecieŜnieotopytałająLinda.
NiemoŜliwe.Byłaśtakbliskotegodomu,doktóregoktośsięwłamał.
Znówtensamzłodziej?zapytałaLissa,zapomniawszynachwilęochłodnymprysznicu
wewłasnejłazience.
Tak.Nasznieuchwytnywłamywaczznówsiępojawił.Słyszałam,jakBromotym
opowiadał.Tosięstałoniecałągodzinętemu.
Czyznówchodziłooprywatnąkolekcję?PrzezostatniedwamiesiąceLissaz
interesowałasięśledztwemwsprawieseriiwłamańdodomówbogatychludzi,
kolekcjonerówrzadkichibardzokosztownychokazówstarejbroni.
ZgadłaśpowiedziałaLindaischyliłasię,Ŝebyzawiązaćsznurowadłaniebieskich
tenisówek.Aletymrazemmamysięocozaczepić.Tencałyzłodziejwcaleniejesttaki
mądry.Lindauśmiechnęłasięszeroko.Jedenzsąsiadówzeznał,Ŝewidziałpodejrzanego
zakierownicączerwonego,sportowegosamochodu.Ktoś,ktoplanujewłamanie,nie
powinienjeździćtakimrzucającymsięwoczyautem.No,tocześć.Kołyszącszerokimi
biodramiLindawyszłazszatni.
Nie,toniemoŜliwe,pomyślałazupełniezaszokowanaLissa.
Nie,toniemoŜliwepowtórzyłagłośno,kiedyznalazłasięzpowrotemnaparkingu.Stary,
dobrymustang,samochódpodarowanyjejprzezojcazokazjizdaniamatury,stałnaswoim
miejscu.JuŜwtedyniebyłnowy,aleLissakochałagobardzoitroszczyłasięoniegotak
samo,jakoswojegomałegopudelka.Terazjednakbyłamyślamibardzodalekood
samochodu.Araczejodwłasnegosamochodu.
Kierowcacorvettyniewyglądałnazłodzieja,myślała.Dajspokój,Armstrong!Pierwszą
rzeczą,jakiejcięwszkoleuczono,byłoto,Ŝeprzestępcanigdyniewyglądajakprzestępca.
Wyglądananiegozezowatyłobuzspodlatarni,alemilionydefraudujedystyngowany
dyrektorduŜejfirmy.BezpomocykartotekiniedasięodróŜnićuczciwegoczłowiekaod
bandyty.
To,ŜeBrettMcKennawyglądajakzokładkiKwartalnikaGentlemana,nieoznaczajeszcze,
Ŝejestczystyjakłza...Alepococzłowiek,któryposiadadwierezydencje,miałbykraść
kolekcjębiałejbroni?SprawiałwraŜeniebardzoopanowanego,swobodnego,pozbawionego
wszelkichtrosk...Notak,jeślionjestzłodziejem,tobardzomądrzesięzachował.Taak,
BrettMcKennajestinteligentny,opanowanyibardzosprytny.Człowiekjestniewinny
dopóty,dopókinieudowodnimusięwiny,przywołałasiędoporządku.Mimotoobiecała
sobie,Ŝejaktylkowrócidopracy,wyciągnieodBromawszystkieszczegółydotyczące
dzisiejszegowłamania.KradzieŜydokonanowjejrewirze,aonazapisałaadresBretta...
Przynajmniejjedenzjegoadresów.
Poprostuszukaszpretekstu,Ŝebyznówgozobaczyćpowiedziałagłośno.
NiemiałaŜadnegodowodu,niczego,comogłobybyćposzlaką.MoŜetylkoprzeczucie,ale
ononiewielemiałowspólnegoztamtąkradzieŜą.Intuicjapodpowiadałajej,Ŝemusisię
spotkaćzBrettemiŜepowinnasięotopostarać.Późniejotympomyślisz,Armstrong.Teraz
poranaprysznic.Skręciławulicęprowadzącądodomu.Czekałojąspokojne,miłe
popołudnie.
ROZDZIAŁDRUGI
Lissazaparkowałasamochódprzeddomem.OminęłaścieŜkęiprzeszłapotrawnikuprosto
dodrewnianychdrzwiwejściowych.
Trzebaprzystrzyctrawę,pomyślała,szukająckluczawtorbie.Ciąglebyłocośdozrobienia.
PowinnaraczejzająćsięwitraŜami.
Lissawprowadziłasiędotegodomuwzeszłymroku.Budynekbyłwtedywokropnymstanie
imusiaławłoŜyćwniegoogromnąilośćpracy,Ŝebydałosięwnimmieszkać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • frania1320.xlx.pl
  • Tematy