Robert Crais - Zakładnik, !!! 2. Do czytania, Zachomikowane(1)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dla Franka, Toniego, Giny, Chrisa i Normy;
i dla Jacka Hughesa, dzięki któremu
nasze życie stało się bogatsze.
Za dwadzieścia lat przyjaźni i śmiechu,
nawet jeśli bywa pusty.
PROLOG
Mężczyzna zamierzał się zabić. Kiedy wyrzucił telefon przez okno, miało to
znaczyć, że pogodził się ze śmiercią. Po sześciu latach służby na stanowisku
negocjatora w brygadzie antyterrorystycznej komendy głównej policji w Los Angeles
sierżant Jeff Talley świetnie wiedział, że ludzie w sytuacjach krańcowych często
posługują się symbolami. To przesłanie było jasne: Koniec gadania. Dlatego Talley bał
się, że mężczyzna albo popełni samobójstwo, albo zmusi policję do tego, by go zabiła.
Nazywali to samobójstwem przez gliniarzy. Co gorsza, był przeświadczony, że to jego
wina.
- Znaleźli wreszcie jego żonę?
- Jeszcze nie. Wciąż szukają.
- Nic nam nie przyjdzie z szukania, Murray. Po tym, co się stało, muszę temu
facetowi zaproponować coś konkretnego.
- Przecież to nie twoja wina.
- Owszem, moja. Spieprzyłem sprawę, a on teraz stoi nad przepaścią.
Talley kucał za opancerzonym wozem dowodzenia obok dowódcy brygady,
porucznika Murraya Leifitza, będącego jednocześnie nadzorcą zespołu negocjacyj-
nego. Z tego miejsca rozmawiał wcześniej z George'em Donałdem Malikiem przez
telefon podłączony bezpośrednio do linii prowadzącej do domu. Teraz, gdy Malik
wyrzucił aparat przez okno, mógł tylko skorzystać z megafonu albo zmierzyć się z
facetem oko w oko. Nie znosił megafonów, bo sprawiały, że głos nabierał chrapliwego,
nieludzkiego brzmienia, utrudniając utrzymanie kontaktu. A w tej robocie zachowa-
nie bliskiego kontaktu było szczególnie istotne, wszystko zależało od iluzji
wzajemnego zaufania. Dlatego zaczął dopinać kamizelkę kuloodporną.
- Zabiję tego psa! - wrzasnął Malik spiętym piskliwym głosem przez wybite
okno. - Naprawdę go zabiję!
Leifitz odchylił się w bok i ponad ramieniem Talleya spojrzał na dom.
Gospodarz po raz pierwszy powiedział coś o psie.
- Co jest, do cholery? On ma tam jakiegoś psa?
- Skąd mam wiedzieć? Przede wszystkim muszę się postarać, by go uspokoić,
jasne? Wypytajcie sąsiadów o psa. Chcę znać jego imię.
- Jeśli facet przegnie, od razu tam wpadamy, Jeff. Nie ma innego wyjścia.
- Na razie zachowaj spokój i dowiedz się o imię tego psa.
Leifitz, pochylony, wycofał się zza wozu, żeby porozmawiać z sąsiadami.
George Malik był bezrobotnym malarzem pokojowym, który miał duży dług na
bankowym koncie kredytowym, niewierną żonę chwalącą się swoimi romansami i
raka prostaty. Czternaście godzin wcześniej, o drugiej dwadzieścia w nocy, oddał
pojedynczy strzał nad głowami policjantów z patrolu wezwanego przez sąsiadów
zaniepokojonych hałasami. Później zabarykadował się w domu i zaczął grozić, że się
zabije, jeśli żona nie zgodzi się z nim porozmawiać. Gliniarze zabezpieczający teren
dowiedzieli się od sąsiadów, że żona Malika, Elena, wcześniej wyszła z domu,
zabierając ze sobą dziewięcioletniego jedynaka o imieniu Brendan. Chłopcy z
wydziału porządkowego już jej szukali, ale powtarzane coraz częściej groźby Malika
uświadomiły Talleyowi, że facet znalazł się na krawędzi załamania nerwowego.
Dlatego mu powiedział, że już odnaleźli żonę. To był jego błąd. Naruszył jedną z
podstawowych zasad negocjacji. Skłamał i został przyłapany na kłamstwie. Złożył
obietnicę, której nie był w stanie spełnić, co zniszczyło budowaną od pewnego czasu
iluzję zaufania. Od tamtej pory minęły już dwie godziny, a według ostatnich
meldunków wciąż nie można było odnaleźć żony Malika.
- Do cholery! Zabiję tego pieprzonego psa! To jej przeklęty kundel i strzelę
temu sukinsynowi prosto w łeb, jeśli ona zaraz nie zacznie ze mną rozmawiać!
Talley wyszedł zza wozu opancerzonego. Tkwił na posterunku już od jedenastu
godzin. Wszystko lepiło mu się do spoconego ciała, w głowie boleśnie pulsowało, a w
żołądku czuł kurcze od nadmiaru kawy i zdenerwowania. Starając się zachować
obojętne, najwyżej lekko zatroskane brzmienie głosu, zawołał:
- George! To ja, Jeff! Nie strzelaj do psa, dobrze?! Nie chcielibyśmy usłyszeć
wystrzału!
- Kłamałeś! Obiecałeś, że żona ze mną porozmawia!
Niewielki otynkowany dom był pomalowany na brudnordzawo. Wejście
ocieniał maleńki ganek, po obu jego stronach znajdowały się dwa okna. Drzwi były
zamknięte na klucz, a zasłony szczelnie zasunięte. Szyba w oknie po lewej została
wybita telefonem. Dwa metry na prawo od ganka kucało pod ścianą pięciu ludzi z
grupy szturmowej czekających na rozkaz wyważenia drzwi. Znajdującego się w środku
Malika nie było stąd widać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • frania1320.xlx.pl
  • Tematy