Rudnicka Olga - Zacisze 13, !!! 2. Do czytania, !!!. !.Kryminał i sensacja

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
OLGA RUDNICKAZacisze 131Marta spogladala groznie na dwoch uczniow w ostatniej lawce, prowadzacych wyjatkowo ozywiona dyskusje. Stojac przy tablicy, nie slyszala, czego dotyczy rozmowa, ale z pewnoscia nie wojen napoleonskich, ktore wlasnie powtarzali. Klasa maturalna byla najbardziej wymagajaca nie tylko ze wzgledu na ogrom materialu biezacego i powtorkowego, ale i ze wzgledu na nastawienie samych uczniow. Zdajacy inny przedmiot niz historie nie widzieli sensu w powtorkach. Uwazali je za strate czasu, ktory mogliby przeznaczyc na nauke czegos innego.-Dawid! - krzyknela glosno Marta. - Masz cos do powiedzenia?-Na jaki temat, pani profesor? - Chlopak zupelnie sie nie przejal groznym wzrokiem nauczycielki.-Na omawiany wlasnie w klasie - odpowiedziala spokojnie.-Chyba stracilem watek - zauwazyl z usmiechem.-To widze. Moze podzielisz sie z klasa tematem, ktorywyjasniales koledze?Marta nie chciala upokarzac Dawida, ale odpuscic tez nie mogla. Na ostatniej klasowce twierdzil, ze gdyby Adolf Hitler zginal pod Grunwaldem, Napoleon Bonaparte zapobieglby wybuchowi I wojny swiatowej. Pozostali uczniowie byli bardziej uswiadomieni historycznie, glownie dlatego, ze zadawali sobie przynajmniej minimum trudu, zeby uwazac na lekcji i zerknac czasem do podrecznika. Dawid zaczerwienil sie mocno.-To nie jest dobry pomysl, pani profesor.-Wlasnie widze. - Zmierzyla go ironicznym spojrzeniem i wrocila do tematu lekcji.Nie minal nawet kwadrans, kiedy dyskusja w ostatniej lawce ponownie sie ozywila; tym razem rozlegl sie nawet smiech. Tego juz zignorowac nie mogla.-Dawid. Prosze na srodek klasy. Natychmiast. - Starala sie wydacpolecenie najbardziej kategorycznym tonem, na jaki bylo ja stac,bez podnoszenia glosu.2Chlopak wyszedl niechetnie z lawki i szurajac butami, jakby wazyly tone, przeszedl powoli na wskazane przez nauczycielke miejsce.-Sluchamy - powiedziala i zachecila go ruchem dloni domowienia.-No bo wczoraj bylismy u cioci Marysi... - Chlopak westchnal. -No i ona jest nie do konca w te strone co trzeba, nie? - wyjasnial,wskazujac palcem skron, by nie bylo watpliwosci, jakiej stronyosobowosci jego uwaga dotyczyla. - No i ona rybe na obiad robila.Kladzie ja na stole i skrobie nozem. A ryba plask ogonem, plaskogonem... - Zgial kilkakrotnie nadgarstek, imitujac trzepot rybiegoogona. - Bo wie pani, ciotka na zywca ja skrobala, bo zapomniala jaw leb trzepnac najpierw.W tym momencie cala klasa wybuchnela smiechem.Dawid znow zrobil sie purpurowy. Marta przez chwile starala sie pohamowac wesolosc, ale bezskutecznie. Parsknela smiechem. Ocierajac lzy, kazala chlopakowi wrocic na miejsce. Oczywiscie bylo juz po lekcji historii. Co chwila rozlegal sie czyjs zdlawiony chichot. Marta starala sie nie patrzec w strone Dawida, wystarczylo bowiem jedno zerkniecie na zadowolonego z siebie chlopaka, by stracila watek i zaczynala sie smiac. Na szczescie lekcja sie zakonczyla i Marta, starajac sie opanowac rozbawienie, poszla do pokoju nauczycielskiego.Pracowala w liceum od dwoch lat. Posluchala rady mecenasa Rakowskiego, dzieki czemu miala teraz dobra prace - uczyla historii i wiedzy o spoleczenstwie, a czasem pisala felietony do miejscowej gazety. Nie miala powodow do narzekan. Od roku nie brala juz zadnych antydepresantow. Uczeszczala regularnie na kurs samoobrony. I co najwazniejsze, byla sama. Z matka utrzymywala tylko sporadyczny kontakt telefoniczny, bardziej z poczucia obowiazku niz innych wzgledow. Nie zamierzala podawac jej swojego obecnego adresu. W poprzednim mieszkaniu Arek nachodzil ja po procesie, w nocy budzily ja gluche telefony, czula sie niemal jak3paranoiczka, w kazdym pojawiajacym sie w poblizu mezczyznie upatrujac bylego meza.Zyciowy zakret, na ktorym sie wowczas znalazla, uswiadomil jej, ze nie jest juz ta sama potulna Marta. Uwolnila sie od toksycznej matki, starajacej sie uksztaltowac ja na swoje podobienstwo. Wyzwolila sie od obsesyjnego kontrolowania przez meza. Nie zamierzala juz nigdy wracac do takiego zycia.Gdy zalila sie matce, ze Arek jest wobec niej agresywny, zamiast zrozumienia i wsparcia uslyszala, ze sama jest sobie winna. Nie powinna denerwowac takiego dobrego meza, przeciwnie, powinna byc wdzieczna, ze czlowiek z jego pozycja nia sie zainteresowal. Marta teraz doskonale wiedziala, dlaczego Arek ozenil sie ze zwykla nauczycielka. Potrzebowal worka treningowego i podnozka, a nie partnerki. I taka funkcje pelnila przez dwa lata malzenstwa.Ale skonczyla z tym. Teraz byla samodzielna, niezalezna i samotna. Na razie odpowiadala jej taka sytuacja. Nie dopuszczala do siebie mysli, ze za bardzo boi sie zaangazowania, by nie okazalo sie, ze wcale sie nie zmienila. Miala nadzieje, ze pelna kompleksow kobieta odeszla w sina dal. Wolala nie czuc nic, niz pozwolic sie ranic.Z westchnieniem nalala kawy do filizanki i usiadla do przegladania prac zaliczeniowych. Styl i wnioski wyciagane przez uczniow pozostawialy wiele do zyczenia, ale liczylo sie to, ze zmuszajac ich do pisania prac, zmusza tym samym do zapoznania sie z materialem. W przeciwnym wypadku zajrzeliby do podrecznika dwa tygodnie przed matura i to pod warunkiem, ze by go znalezli.-Zajeta? - Przysiadla sie do niej Aneta Majcher, nauczycielka biologii i dobra kolezanka.-Troche. - Marta wskazala na stos prac przed soba. - Ale nie ma tu niczego, co nie mogloby zaczekac.-No i dobrze. - Aneta spojrzala z niechecia na lezaca przy niejtorbe. - Mam to samo. Az sie boje tam zajrzec... Nie masz pojecia,co wypisuja. I to w dodatku maturzysci.Marta zerknela z rozbawieniem na kolezanke.-Bez obaw. Uwierze we wszystko.Aneta tez byla rozwiedziona, ale twierdzila, ze nie ma zadnegoproblemu, jesli chodzi o nowe zwiazki. Marta wiedziala, ze to wlasnie przez jeden z takich nowych zwiazkow rozpadlo sie malzenstwo przyjaciolki. Tyle ze zwiazek ten zawarl maz Anety z kolezanka z pracy. Aneta ciezko przezyla rozwod. Ale nie poddawala sie. Mimo fiaska pierwszego malzenstwa miala ochote na kolejne, gdy tylko znajdzie wlasciwego kandydata. Rzecz w tym, ze chociaz nie przyznawala sie do tego glosno, byly maz krazyl nad nia niczym upior. Gdy tylko zauwazala, ze cos jest nie tak, rzucala nowego kandydata momentalnie i bez wyjasnien. Potrafila wyjsc nawet w polowie randki. Marta mogla zrozumiec, ze przyjaciolka woli dmuchac na zimne. Przerwanie znajomosci z facetem, ktory slini sie na widok kazdej spodniczki, jest oczywiste i nie wymaga wyjasnien. Rzucanie faceta tylko dlatego, ze brzeczy lyzeczka, mieszajac herbate, jest tylko pretekstem.-Wybieram sie do kina w przyszlym tygodniu. Pojdziesz ze mna? - zapytala Aneta.-Chetnie, ale pod warunkiem, ze to nie jest kolejna podwojna randka, w ktora usilujesz mnie wmanewrowac-zastrzegla Marta.-Ostatnim razem to bylo nieporozumienie - skwitowala Aneta, marszczac nos na wspomnienie feralnego wieczoru, kiedy zaplanowala wyjscie do eleganckiej restauracji, a niepowiadomiona o tym Marta przyszla w dzinsach i swetrze.-Co ty powiesz? Nieporozumienie? A mowi ci cos sformulowanie "totalna porazka"?-A mowi ci cos sformulowanie "totalny odlot"? Pewnie nie, bo od kiedy tu mieszkasz, zadnego faceta nie wpuscilas za prog domu.5-Moze nie interesuja mnie mezczyzni?-E tam, gadanie. - Aneta machnela lekcewazaco reka.-Gdyby interesowaly cie kobiety, juz dawno staralabys sie mnie poderwac. Jestem wolna, seksowna i do rzeczy. Skoro nie probujesz, wolisz facetow. - Rozesmiala sie z wlasnego zartu.Marta tez parsknela smiechem.-Skromnoscia nie grzeszysz.Aneta rzeczywiscie byla do rzeczy. Nie za wysoka, szczupla,miala ciemne wlosy do lopatek; brazowe oczy podkreslaly jej oliwkowa cere. Byla pelna zycia i bez wzgledu na okolicznosci tryskala humorem. Stanowily zupelne przeciwienstwo. Marta byla wysoka i chuda. Wlosy slomiany blond, zasluga farby, obciete krotko przy karku, pazurkami nachodzily na twarz, uwydatniajac kosci policzkowe. Niebieskie oczy podkreslala tylko czarna kredka i tuszem, nie zadajac sobie trudu robienia pelnego makijazu. Szkoda bylo jej na to czasu. Spokojna i zrownowazona. Jej zycie w Sremie bylo rownie spokojne i zrownowazone, zeby nie powiedziec monotonne. Uwazala, ze wczesniej miala podniet az nadto. Jesli ma sie zachowywac jak stara panna i tak byc postrzegana, to niech tak bedzie. Czula sie w swoim miescie bezpiecznie, a to najwazniejsze. Nie miala zamiaru zrobic niczego, co mogloby zaklocic rownowage, ktora z takim trudem udalo sie jej osiagnac.-To jak? Idziesz? Bedziemy tylko my dwie - kusila Aneta.-No dobrze - zgodzila sie, dobrze wiedzac, ze kolezanka nieodpusci.Bedzie to pierwszy piatkowy wieczor od kilku miesiecy, ktorego nie spedzi w domu, zwinieta w klebek na fotelu, czytajac ksiazke. Gdyby nie Tofik, ktorego ktos jej podrzucil, wcale nie wychodzilaby z domu. Pies potrzebowal ruchu i codziennych spacerow. Niewielki ogrodek otaczajacy jej dom nie zapewnial psu wystarczajacej swobody. Dzieki ulubiencowi zaczela biegac, a takze zdecydowala sie uczeszczac na kurs samoobrony. Wieczorne spacery sa koniecznoscia, a nie mogla liczyc, ze niewielki pies od-6kryje w sobie zdolnosci obronne odziedziczone po ktoryms z licznych przodkow. Tofik byl wielkosci spaniela, drobny, z ogromnymi sterczacymi uszami, a jego pocieszna mordka przypominala nietoperza. Znalazla go niecaly rok temu w ogrodzie. Zwabil ja zalosny skowyt i dziki wrzask kota sasiadki, ktory znecal sie nad biednym psiakiem. Miala zamiar zostawic go w schronisku, ale gdy tam weszla, rozmyslila sie. Zwierzeta wprawdzie wydawaly sie zadbane, ale schronisko wygladalo jak betonowe pieklo. Psy stawaly na tylnych lapa... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • frania1320.xlx.pl
  • Tematy