Rozdział 10, Rachel Van Dyken - The Bet (tłumacz. nieoficjalne)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROZDZIAŁ 10
Travis obserwował z rozbawieniem, jak Kacey kontynuuje
pogaduszki z jego rodziną, jakby nigdy stąd nie wyjeżdżała. Jego
własny ojciec, zdrajca, tylko się uśmiechał i poklepywał nieustannie
jej dłoń, jakby była jakimś szczeniakiem.
Matka była jeszcze gorsza. W pewnym momencie był przekonany, że
zamierza urządzić imprezę na cześć powrotu Kacey. W napadzie
niczym niezmąconej radości, jego matka podeszła do albumów z
wycinkami i wyciągnęła każde zdjęcie z ich wspólnego dzieciństwa i
rozłożyła je na całym stole.
Oczywiście Jake był na każdym zdjęciu.
I naturalnie, Travis był nadąsany w tle.
Cholera by wzięła jego brata. Zawsze był w centrum uwagi. Kacey
była jego i nigdy Travisa. Z warknięciem, które było niestety głośne,
Travis wszedł do kuchni i chwycił zimne piwo z lodówki. Jego
rodzice, przewidując ich przybycie zaopatrzyli dom w przekąski i tyle
alkoholu, że można się nawalić przez rok.
Co rzeczywiście brzmiało jak dobry pomysł po tym wszystkim.
Utknął w tym zapomnianym przez Boga domu, dopóki cała ta
eskapada się nie skończy. I na to wygląda, że Jake nie zamierzał
spędzać tu za dużo czasu, nie ze wszystkim co działo się w pracy.
Travis, będąc odpowiedzialnym, dał zarządcy rancza premię, żeby
zatrudnił kilku dodatkowych praktykantów na lato, aby mógł
poświęcić więcej czasu rodzicom i babci - która w tej właśnie chwili,
wyglądała jak okaz zdrowia.
-Babcia? Nie powinnaś być w łóżku? - Travis zerknął na swoją
malutką babcię. Kolory wróciły na jej twarz, a ona wyglądała jakby
tłumaczenie: C.A.R.A.M.E.L
była gotowa do gry w golfa. Według lekarza, nie powinna się
przemęczać. Mimo wszystko, mini udar to nadal udar.
-Gdzie ona jest? Gdzie jest moja słodka dziewczynka? - babcia
Nadine klasnęła w dłonie i westchnęła. Jaskrawoczerwona szminka
barwiła jej usta, a nieprzyzwoita ilość cieni do powiek pięknie
kolorowały jej powieki. Babcia zawsze zwalała z nóg i przy swoich
osiemdziesięciu pięciu latach nadal łamała serca.
Tak się składa, że ostatnim jej podbojem był ich najbliższy sąsiad Mr.
Casbon. Biedak chodził z psem przez ich posiadłość co najmniej trzy
razy dziennie. Travis zaczynał się już martwić, że facet się przegrzeje
i dostanie zawału na podjeździe, ale był nieugięty i nigdy nie odpuścił
pielgrzymki, aby pomachać babci.
-Travis! Zamierzam cię zabić! Daj mi to! - Kacey wpadła do kuchni i
wyrwała mu z ręki piwo, wypiła i cisnęła z powrotem na ladę i
przypadkowo głośno beknęła. Uderzyła dłońmi w usta, a jej twarz
zrobiła się czerwona.
W tym momencie, Travis poczuł, że zakochał się w niej trochę
bardziej, jeśli to w ogóle możliwe.
Babcia Nadine roześmiała się serdecznie.
-Ojej, dziewczyno kochana, nadal wypijasz duszkiem piwo w kuchni,
z dala od czujnych oczu jednego z rodziców, co? - Babcia wciągnęła
Kacey w ciasny uścisk - Ani mru mru. Myślę, że margarita jest
właśnie tym, czego tutaj trzeba, Travis. Teraz, dlaczego nie
uciekniecie i nie wypijecie kilku drinków na werandzie. Zajmę się
wszystkim tutaj. Po prostu zostawcie tych dwoje mnie - Babcia
poprawiła swoją obcisłą marynarkę i dumnie wkroczyła do salonu.
Kacey gapiła się za nią.
-Przysięgam, ona mogłaby być pierwszą kobietą, prezydentem.
tłumaczenie: C.A.R.A.M.E.L
Travis nie sądził, żeby to był odpowiedni moment, aby dopuścić
Kacey do rodzinnego sekretu, że babcia w rzeczywistości czerpała
przyjemność z romansu z jednym z prezydentów. Zamiast tego
chrząknął i złapał tequile ze spiżarni.
-Weź jakieś kubki z lodem, a ja złapie mieszadło. To powinno
wystarczyć, aby poprawić ci humor i upić, zanim mama rozpocznie
planowanie ślubu - Travis mrugnął i zignorował ból w klatce
piersiowej, gdy pomyślał o Kacey w sukni ślubnej, stojącej
naprzeciwko jego brata.
Drań, nie zasługiwał na nią. Umawiał się ze striptizerkami, na litość
boską! Prawdziwe striptizerki! Płacił za seks. Żył jak prawdziwy
kawaler. On nawet nie wiedział, jak zrobić pranie! Umarły bez Kacey.
Travis wiedział, że jego brat jest wystarczająco sprytny, aby tak sobą
manipulować, żeby wejść w życie Kacey. Najprawdopodobniej,
dostarczyłby kiepską wymówkę
zrób to dla babci
i powiedział, że
mogliby się rozwieść jak babcia kopnie w kalendarz.
A potem, Travis czułby się winny za każdym razem, kiedy babcia
obudziłaby się z uśmiechem na twarzy. Och, uwielbiałby każdy dzień
życia babci, ale to by oznaczało kolejny dzień, który Jake i Kacey
spędziliby w świętym związku małżeńskim. Jej wargi naciskające na
jego. Ręce Jake'a wędrujące wzdłuż jej bioder...
- Travis? Travis? Halo, jest tam kto? Zamierzamy pić margarity w
domku na drzewie, czy będziesz stał tak, z otwartymi ustami cały
dzień?
-Domek na drzewie - mruknął i wyszedł z kuchni na podwórko.
Domek na drzewie znajdował się na skraju posiadłości, na tyle daleko,
że jego rodzice nie będą w stanie ich zobaczyć przez małe okna.
Ściągnął drabinę w dół i balansując tequilą i mieszadłem w lewej ręce,
podciągnął się do góry. Travis umieścił rzeczy wewnątrz drzwi domku
tłumaczenie: C.A.R.A.M.E.L
i nadal trzymając ostatni szczebel, odwrócił się i zabrał od Kacey
szklanki.
Jej oczy były przyklejone do jego tyłka.
Byłby zaszczycony, gdyby jęknęła, albo westchnęła, lub zrobiła
cokolwiek z wyjątkiem krzyku.
-Cholera! Cholera! Cholera!
-Kace, co do diabła, jest z tobą nie tak?
-G-g-gigantyczny pająk! Na twojej dupie!
-Zdejmij go! - krzyknął nie zbyt męskim głosem.
Kacey odsunęła się od niego i powoli opuściła się na najniższy
szczebel drabiny.
-Nie mogę! Wiesz, że boję się pająków! Co jeśli rzuci się na mnie?!
-Lepiej żeby rzucił się na ciebie, niż odgryzł kawałek mojego tyłka!
Teraz go wystrasz!
-Jeśli go wystraszę, to on cię zje, a ja nie mogę mieć tego na
sumieniu- oczy Kacey znowu się rozszerzyły - O Boże, on się rusza!
Jest taki obrzydliwy! Nie możesz po prostu wygiąć tyłek, czy coś?
-Pewnie - Travis zacisnął zęby - Dlaczego po prostu nie mogę
zaciskać mięśni tyłka, w nadziei że to wstrząśnie pająkiem na tyle, że
wpełznie z powrotem do cholernej dziury, z której wyszedł.
-Nie musisz być złośliwy! - sprzeczała się Kacey - Dobrze, um.
Zamierzam chwycić kij. Myślisz, że to zadziała?
Czy on myślał, że kij w jego dupie może zadziałać? Cóż, to tyle, jeśli
chodzi o zaimponowanie jej.
-Po prostu go zabij!
Jego mięśnie się napięły, gdy utrzymywał pozycję na drabinie.
tłumaczenie: C.A.R.A.M.E.L
-Znalazłam jeden! - ogłosiła Kacey - Dobrze, teraz się nie ruszaj.
Zamierzam tylko trzasnąć nim twoje jeansy.
Travis się roześmiał. Nie mógł nic na to poradzić. To był jeden z tych
momentów, które chciałaby złapać na kamerze, tak aby inni mogli się
cieszyć z tego absurdu. A potem... palący ból.
Zaklął, głośno, rzucając kilka niewłaściwych słów, które mogły
spowodować, że dostałby klapsa od mamy.
Jaki, do diabła, rodzaj kija ona chwyciła?
-Zrobiłam to! Zrobiłam to! - zapiszczała Kacey.
Travis odwrócił się i spiorunował ją wzrokiem.
-Zabiłam pająka!
-I prawie zabiłaś człowieka! Czego ty użyłaś? Kija bejsbolowego?
Kacey się zarumieniła.
-To jedyne co mogłam znaleźć - podniosła drewniany kij w dłoniach,
jakby poświęcając go na ołtarzu przed nim.
Po kilku przekleństwach, Travis bez słowa sięgnął do tequili, otworzył
butelkę i wziął dwa łyki.
-Będę miał ogromny ślad na tyłku przez miesiące.
-Ale ja zabiłam pierwszego pająka w tym roku, więc przynajmniej to
byłoby tego warte, prawda?
Szeroki uśmiech Kacey był piękny. Białe zęby wyglądały w jej
różowych ust.
-Dobrze. Dobra robota Kacey. Wznieśmy toast za twoje zwycięstwo -
Jesteś takim myśliwym.
-Dziękuję, proszę pana - Kacey ukłoniła się lekko, a następnie
podążyła za nim do domku na drzewie.
tłumaczenie: C.A.R.A.M.E.L
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • frania1320.xlx.pl
  • Tematy