Rozdział 5, Mój FF-Cztery pory miłości-ZAWIESZONY

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział5
SiedziałamwswoimpokojuściskająckurczowotelefonwdłoniWpewnym
momencierozluźniłamuścisk,gdypoczułamjakcałarękamidrżyNie
mogłamterazwytłumaczyćracjonalniemojegopostępowania,ponieważw
dalszymciągusiedziałamwszokuCzyjesttomożliwe,żetotensam
Edward?Tensamnajlepszyprzyjaciel?Któregoodebranomidawnotemu?
Byłotomożliwe?
Ehhicojamamterazzrobić?Dlaczegomojeżyciejesttakbardzo
pogmatwane!Pytamdlaczego!?Powolimamjużtegowszystkiegodość-
Przewróciłam sięnaplecywpatrującwsufit,któryzdążyłampoznaćjuż
bardzodobrzeprzeostatniedniByłamjużzmęczonatymdniem,alenawet
jakbymchciałanachwileprzenieśćsiewstronęmorfeuszatobymnie
mogłaNie,kiedymammożliwośćnanowozyskaćprzyjacielaChoćdalej
niemampewności,żetoonPrzecieżnie jeden Edward na ziemi. Prawda?
AletejegooczyDziwnieznajomeniedająmispokojuNawet,jeślitoten
samtoskądmogęwiedzieć,żeonpamiętarówniedobrzemnieiczyw
ogólezechcebliżejmniepoznać
Mieliśmy,wtedytylkopo5latwiecmałoprawdopodobnejestto,żebyteraz
odrazudarzyłmniemiłościączyżnie?Boże,jestemtakapopieprzona!-
Krzyknęłamizakryłamtwarzrękoma-Takprzyznajesiękochammojego
„najlepszegoprzyjaciela”Ale,czytocośzmieni?Jeżelinawetsięnie
pamiętamyataknaprawdęnieznamy?Takłatwojestzadawaćtewszystkie
pytaniatylkodlaczegoodpowiedźnaniejesttakcholernietrudnai
niewyjaśniona?!-
Zadzwoń!-
OdezwałsięgłoswmojejgłowieJeżeli
zadzwonięto,nowłaśnietoco?Możetak,jeśliniezadzwonieto,to
bezsensuJakcałaja!Napewnopowiedział,żechcegdzieśzemnąiśćina
dodatekżebymzadzwoniła,bowiedział,żenietegoniezrobięitymczasem
sięwymigałodspotkaniaNapewnotakbyło Bonibyczemuchciałsięze
mną„umawiać”?Nigdzienieidę-
Idziesz. -
Zamknijsię!Powiedziałam
samadosiebie,araczejdogłosuwmojejpochrzanionejgłowieTaniema
to,jakrozmawiaćzesobąnonie?-Przewróciłamsięnaboktymrazem
wpatrującsięw oknoZbliżałsiępięknyzachódsłońcaJedynarzecz,która
dajemi,choćcieńnadzieinalepszejutro,którynigdynienadchodziło-Aż
do dzisiaj- Jezuuproszęzamilcz-Złapałamsięzagłowęiwsadziłammiedzy
kolanasiadającZapominającojakimkolwiekzmęczeniuwstałamszybkoz
łóżkapodeszłamdoszafyizabrałamzniejbluzęizbiegłamnadółMijając
kuchniekrzyknęłamtylko
-Wychodzę!- NieczekającnażadnąodpowiedźruszyłamprzedsiebieTak
naprawdęniewiedziałamcojarobie,alenieobchodziło mnie to teraz. Nie
mogłamjużdłużejtamwytrzymaćMusiałamuwolnićsięodtych
wszystkichmyśliizapomnieć,choćnachwileotym,ożyciuioEdwardzie
SzłamulicamiWaszyngtonuJakzawszeprzepełnionymiludźmiPatrzącna
ichtwarzewcaleniebyło miłatwoIchradosnegłosyiśmiechy
doprowadzałymniedoszałuDlaczegoniektórzymająwszystkoiciesząsię
życiemadrudzymuszątocałeżyciecierpieć?Nigdytegoniezrozumiem
BógjestniesprawiedliwyAzresztąitakwniegoniewierze- Ciepły
wietrzyknanowopotargałmojewłosyZnówwyglądałamjakja
UśmiechnęłamsięmimowolnieNiepytajcieczemuSamachciałabym
wiedziećPomimotyluróżnychmiejscdokądmogłamsięudaćwiedziałam,
gdziepójdę
RuszyłamwstronęperonuGdyjechaliśmydodomuciotkibardzouważnie
obserwowałamwszystkowiecniepowinnammiećproblemówztrafieniem
MijałamcorazwięcejludziidącychwprzeciwnymkierunkuGdydoszłam
doskrzyżowaniarozejrzałamsięjeszczeraziskręciłamwwąskąuliczkę
Miałamnadzieje,żedojdę,tedydozamierzonegocelu
OdruchowospojrzałamdogóryWidokbyłniesamowityBudynkisięgały
czerwonegoniebaPowolisięzbliżałamCzylijednakdobrzeidęDopiero
terazsobieuświadomiłam,żejestemwcentrummiastaSamaWolnaIna
dodatekniewiem,którajestgodzinaPonowniesięuśmiechnęłamNicw
tymmomencieniebyłoważne
PopiętnastuminutachbyłamjużprawienamiejscuDostrzegłamwielką
tablice,naktórejwidniałygodzinyodjazdówiprzyjazdówpociągówi
metra. Zegar obokwskazywałgodzinę20Nawetniewiedziałam,żejestjuż
takpóźnoZpewnościąitakniktniezauważymojejnieobecnościNomoże
JaneCiotkacałyczasjestbardzozajętatakżemożeniebędziesię
czepiać”Edward”pewnieczujeulgę,żeniezadzwoniłami mógłsięode
mnieuwolnićMuszeo,nimzapomniećTonapewnonietensam,którego
szukam. Ehh, ale te jego oczy..-ZnowuweszłamwstanzamyśleniaSiadając
napustejławcezwidokiemnapociągiZamknęłamoczyodchylającgłowę
dotyłuMuszepoprostuzapomniećo,nimAletaknaprawdętobojesię
tylkojednegorozczarowaniaŻenigdyjużgonieodzyskamNiepasuje
tutajidotutejszychludziCzykiedykolwiekbympasowała?Myślę,żenie
Niepotrafiębyćjakoni
JestemprostądziewczynązcholernaprzeszłościązdomudzieckaIto
jednozdanieprzekreślamniewichoczachDlategolepiejjakzostanęsama
Niepotrzebujelitości
PopewnymczasieperonopustoszałJakzapierwszymrazemWjednej
chwilijesttutysiąceludziawnastępnejsłychaćtylkowłasnyoddechibicie
pustegosercaMojegoOdruchowozłapałamzafigurkęnamojejszyi
ŚcisnęłamtakmocnoażpoczułambólFalaprzyjemnościzalałamojeciało
OtokolejnypowóddokolekcjinienormalnościBólsprawiami
„przyjemność”Napoczątkuoczywiścietakniebyło,aleszybkosię
przyzwyczaiłamiuzależniłamodjegoodczuwania
NaglepoczułamjakczyjeśdłoniezakrywająmioczyJużchciałamzacząć
krzyczeć,gdypoczułam,żetenktośusiadłkołomnieOdsunęłamsię,jak
najdalej wyswobadzajączobcychdłoni
OtworzyłamoczyispojrzałamnaswojegonapastnikaNigdybyścienie
zgadli,ktosiedziałprzedemnąCałyczaszszerokootwartymioczami
szukałamjakiśsensownychsłów
-To..to ty.-Powiedziałamzzaskoczeniem
-Tak to ja.-Odpowiedziałiposłałmiswójuśmiech
-Co ty tu robisz.-Porazkolejnyzadałammuto pytanie dzisiejszego dnia.
-A ty?- Odbiłpałeczkę
-Siedzęjakwidać- Odpowiedziałamlekkosarkastycznie
-Czemuniezadzwoniłaś?- Zapytałsmutnymgłosem?CojestMusiałam
zastanowićsięnadswojąodpowiedziąTylkocojamammupowiedziećNie
podammuprawdziwegopowoduOdrazuuznał,bymniezawariatkę
-Zgubiłamnumer-Powiedziałamznadzieją,żeuwierzyAletwierdzącpo
jegominienieuwierzył
-Oh..po prostutoniemiałosensu
-Ale co?
-Nożebymwychodziładziśgdziekolwiekz
-Z kim?
-Ztobągłupku-PowiedziałamlekkounosząckącikiustkugórzeSytuacja
byłacorazbardziejzabawna
-Dlaczego?Jestemażtakistraszny?- Zapytałudajączamyślonego.
-Nie..tylko.-Niewiedziałamcomówić
-Tylko co?
-Nieważne-Spuściłamgłowępatrzącwswojądłońktórąnadalzaciskałam
na figurce.
-Nadalnieodpowiedziałeśnamojepytanie-Dodałamzmieniająctemat
-AhtowysiadłemzmetraizobaczyłemCiebie-Powiedziałpodnosząc
mojąbrodęswojądłoniąPodniosłamwzrokinaszespojrzeniasięspotkały
WpatrywaliśmysięwsiebieintensywnieprzezdłuższąchwileIjakma
mamo,nimzapomnieć?Jeżelicałyczasstaje na mojej drodze. Ale czy aby
napewnochcezapomnieć?Otrząsnęłamsięztegozamyśleniaispuściłam
speszonawzrokZabrałdłońipoczułamjakąśdziwnąpustkę
-Wiec,jakjużsięspotkaliśmyto,copowiesznahmmnamrożoną
herbatę?-ZapytałprzerywająckrepującąciszeZaczynałodomniedocierać
żetaknaprawdęchcelepiejpoznaćEdwardaNiewielemyślącszybko
odpowiedziałam
-Wporządku,ale
-Tak?
-Ty prowadzisz.-Powiedziałamposyłającmuporazpierwszyswój
prawdziwyuśmiechOnrównieżzacząłsięśmiaćiwskazałdłoniąkierunek,
wktórymsięudaliśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • frania1320.xlx.pl
  • Tematy