Rozdział IV, FF- Irish Dream
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział IV
- Nic ci się nie stało? – spytałem, pomagając jej wstać.
- Nie – odpowiedziała, patrząc na mnie i wtedy po raz pierwszy
zobaczyłem jej piękne, duże, brązowe oczy. Nie mogłem oderwać od
nich wzroku. Nie wiem, jak długo tak staliśmy może kilka sekund
albo minut. Nagle Bella zabrała głos.
- Mógłbyś? – Spojrzała na moje ręce, a ja dopiero teraz zorientowałem
się, że cały czas trzymam ją w ramionach.
- Tak, oczywiście – odpowiedziałem szybko, wypuszczając ją ze
swoich ramion.
- Dziękuję, że mi pomogłeś. Nie wiem, co by się stało gdyby nie ty.
- Nie musisz dziękować. Chyba każdy na moim miejscu tak by
postąpił. – Bella obdarzyła mnie delikatnym uśmiechem.
- Musze już iść – powiedziała, obracając się.
- Samej na pewno cię nie puszczę.
- Ale to tylko dwie przecznice stąd.
- Mimo wszystko wolałbym cię odprowadzić.
Przez cały czas szliśmy w milczeniu. Żadne z nas nie zabrało ani raz
głosu. Noc była spokojna, taka cicha (nie wliczając w to wydarzenia z
przed kilkunastu minut), nie było słychać żadnych samochodów, całe
Los Angeles zapadło w głęboki sen. Było to trochę dla mnie dziwne,
bo mieszkam tu od urodzenia i po raz pierwszy widzę to na własne
oczy. Po kilku minutach weszliśmy do budynku i skierowaliśmy się
na drugie piętro.
- Jeszcze raz dziękuję.
- Naprawdę nie ma, za co, Bello. Dobranoc i do zobaczenia.
- Do zobaczenia – odpowiedziała mi i zniknęła za drzwiami swojego
mieszkania.
BPW:
Jak zawsze rano poszłam do szpitala, ale tego dnia moje myśli krążyły
wokół Edwarda. Ale co ja sobie wyobrażałam, że takiemu
mężczyźnie, jak on, może podobać się przeciętna, niezgrabna Bella
Swan. Odpowiedz brzmi NIE. Nie powinnam zawracać sobie nim
głowy, ale jak kobieta mogłaby przejść koło niego, nie zwracając
uwagi. To, że mi wczoraj pomógł, wynikało tylko z jego grzeczności i
dobrego wychowania, a w takim razie jak wytłumaczę tę piosenkę.
Szczerzę nie umiem udzielić sobie odpowiedzi na to pytanie, ale wiem
jedno, Edward nie gustuje w takich typach kobiet jak ja. Ze szpitala
wyszłam później niż zawsze, więc byłam padnięta, ale nie miałam
ochoty wracać do domu. Wychodziłam właśnie z banku, gdy nagle
weszłam na jakiegoś mężczyznę i zostałam oblana kawą.
- Bardzo panią przepraszam. – Głos mężczyzny wydawał mi się
znajomy, spojrzałam na jego twarz.
- Edward?
- Znowu się spotykamy, tylko szkoda, że w takich warunkach.
Gdybym bardziej uważał, uniknęłabyś poplamienia swojego ubrania.
- Nie przejmuj się to tylko bluzka, a tak w ogóle to ja na ciebie
weszłam.
- Może dałabyś się zaprosić na kolację? Nie daleko stąd jest bardzo
miła włoska knajpka.
- Czemu nie.
- To co? O dwudziestej? – Zdołałam tylko pokiwać głową, byłam w
głębokim szoku. Czym prędzej pobiegłam do domu, wzięłam szybki
prysznic, a przy suszeniu włosów nie mogłam pozwolić sobie na
pośpiech, ponieważ, za cholerę, nie dały się ułożyć tak, jak ja tego
chciałam.
Dlaczego właśnie dzisiaj postanowiły mi to robić?
–
Pomyślałam załamana. W samym szlafroku weszłam do sypialni i
skierowałam się prosto w kierunku szafy.
W co ja się mam ubrać,
zastanawiałam się. Strojenie się nie miało sensu, bo to przecież tylko
spotkanie towarzyskie. W końcu wybrałam klasyczne rurki, beżową
bluzkę na ramiączkach, długi cienki sweter oraz sandałki na obcasie,
do tego zrobiłam delikatny, nawet bardzo delikatny makijaż. Po
dziewiętnastej wyszłam z domu.
- Mam nadzieję, że długo nie czekałeś?
- Tylko chwilę. – Uśmiechnął się i dał mi białą orchideę.
Weszliśmy do środa i zajęliśmy wskazany przez kelnera stolik.
- Może opowiesz mi coś o sobie – poprosił Edward.
- A co chciałbyś wiedzieć?
- Najlepiej wszystko.
- No, więc studiuje medycynę, pochodzę z małego miasteczka Forks,
mój tata jest komendantem policji, moja mama zginęła w wypadku,
gdy miałam dziesięć lat.
- Przykro mi.
- To było dawno. Może teraz ty mi coś opowiesz?
- Jestem architektem, rzadko bywam w domu, zawsze, gdy przylatuję
do Los Angeles, chcę się nim nacieszyć jak najdłużej. Moja mama jest
dekoratorką wnętrz, ojciec zostawił nas jak miałem piętnaście lat i nie
utrzymuję z nim praktycznie kontaktu. – Edward był zupełnie innym
mężczyzną niż inni. Biła od niego taka szczerość. Mogłabym z nim
rozmawiać całymi godzinami.
Nie długo po kolacji opuściliśmy restaurację.
- Dokąd idziemy? – zapytałam Edwarda, a on nie odpowiedział, tylko
lekko się uśmiechnął. Gdy przeszliśmy jeszcze kilkanaście metrów,
moim oczom ukazał się napis „wesołe miasteczko”. – Idziemy do
wesołego miasteczka? – spytałam właściwie nie potrzebnie.
- Nikomu jeszcze nie zaszkodziło trochę zabawy, Bello. To, co
wybierasz na początek, gokarty czy diabelski młyn?
Dawno się już tak dobrze nie bawiłam, tak właściwie to odkąd umarła
moja mama, wszelka rozrywka przestała mnie interesować, chciałam
wtedy jak najszybciej dorosnąć i pójść na studia medyczne. Nic się
dla mnie innego nie liczyło. Właściwie to nie mogłam pogodzić się na
początku, że lekarze pozwolili mojej mamie umrzeć. Nie rozumiałam
tego, dlaczego nic nie zrobili. Gdy moi rówieśnicy spędzali ze sobą
czas: chodzili do kina, czy umawiali się na randki, ja nie miałam na to
czasu, liczyła się dla mnie tylko nauka.
Po tym jak powiedziałam Edwardowi, że nigdy w życiu już nie wsiądę
na diabelski młyn, ten postanowił podstępem zaciągnąć mnie tam
znów. Za to na przeprosiny wygrał dla mnie dużego misia. Nawet
udało się mu przekonać mnie do waty cukrowej, jako przyszły lekarz
nigdy nie byłam fanem tego smakołyku.
- Dziękuję za wspaniały wieczór.
- Nie, to ja dziękuję, że przyjęłaś moje zaproszenie. – Nagle Edward
przysunął się do mnie i poczułam jego dłoń na moim policzku.
Słyszałam nasze przyspieszone oddechy, a nasze usta niemal się
stykały. Czułam już prawie swoimi wargami jego, gdy nagle
zadzwonił telefon. Edward odebrał go, przez chwilę się z kimś kłócił,
a potem poddał się zrezygnowany.
- Bardzo cię przepraszam, ale dzwonił mój wspólnik, mamy małe
problemu w firmie. Może spotkamy się nie długo znowu?
- Czemu nie, to do zobaczenia nie długo.
Obserwowałam Edwarda, jak schodził po schodach. Potem weszłam
do mieszkania i poszłam się położyć. Reasumując wszystkie
wieczory, jakie spędziłam w Los Angeles, to ten był najcudowniejszy.
EPW:
Że też Jasper musiał zadzwonić w takim momencie. Szybko złapałem
taksówkę i pojechałem do firmy. Mój wspólnik nie chciał mi za
bardzo przez telefon zdradzić, o co chodzi. Po paru minutach byłem
na miejscu i od razu skierowałem się do gabinetu Jaspera.
- Dobrze, Edwardzie, że już jesteś.
- Co się stało, że wezwałeś mnie o tej porze?
- Dzisiaj dzwonili klienci z Azji. Jest problem z tym projektem, jeżeli
tym się nie zajmiemy, będą ubiegać się o zwrot kosztów.
- Skąd my teraz weźmiemy ekipę?
- Ekipę już zalatałem, ale musisz juto lecieć do Azji. Alice
zarezerwowała ci lot na dziesiątą.
- Ok. Znaczy nie jest ok. Ben już wrócił z urlopu?
- Tak.
- To świetnie, poleci za mnie.
- Muszę cię zmartwić. Żądają, abyś to ty przyleciał,
- Żeby ich szlak. – Podszedłem do krzesła i pchnąłem je z całej siły.
- O co chodzi, Edwardzie? – zapytał dosyć zdziwiony Jasper.
- Właśnie przerwałeś mi randkę i nie uśmiecha mi się wyjeżdżać.
- Edward….
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Indeks
- Rozdział7, STUDIA, studia materiały, MATERIAŁY DODATKOWE, dodatkowe INNE
- Rozdzial-III, Harry Potter Fanfiction !, Harry Potter i Koniec Świata
- Rozdział 3-5 Napraw mnie, Tłumaczenia, Trwające, Jennifer Foor, Napraw mnie
- Rozdział 9, Fanfiction ♥, Igrzyska Śmierci, Igrzyska Śmierci oczami Peety Mellarka
- Rozdzial 14, Richelle Mead - Czarna Łabędzica, Mead Richell - Dark Swan 03 - Ukoronowana Żelazem
- Rozdział 4 - rozwój prenatalny, wychowanie i rozwoj
- Rozdział 1. Zaczynamy, Informatyka, Technik informatyki, Programowanie, C++
- Rozdział 8. Wskaźniki, Informatyka, Technik informatyki, Programowanie, C++
- Rozdział 2 Zabezpieczenie bezpieczeństwa lotów przez przez ATS, Zarządzanie ruchem lotniczym PL-4444
- Rozdział 8, AGH IMIR Mechanika i budowa maszyn, Semestr VI, MES, PODSTAWY MECHANIKI KOMPOZYTÓW WŁÓKNISTYCH
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- acapella.keep.pl