Rozdział siódmy, CDD, Miłość pisana łzami- ZAKOŃCZONE

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział siódmy
Ania Dąbrowska- Tego chciałam
_tego_chcialam
Tego chciałam
byś zniknął raz na zawsze
właśnie to dostałam
muszę zapomnieć wszystko
co mi powiedziałeś
może zapomnę kiedyś o tym, że istniałeś
Tyle twoich słów
w głowie ciągle mam
tyle pięknych słów
że uwierzyłam, że już zawsze będzie tak
(Tekst piosenki: Ania Dąbrowska - Tego chciałam)
sobota, 26 września
Drogi pamiętniku,
samo słowo ‘cmentarz’ wywołuje u mnie dreszcze. ale w gruncie rzeczy lubię to
miejsce. Jest tam mnóstwo ludzi, a mimo to nikt nie powtarza wciąż głupich słów
"będzie dobrze". Mam jakąś awersję na tym punkcie. Ale wracając do cmentarza...
wszystko było takie ponure i jeszcze ta myśl, że kiedyś ja tutaj wyląduję. Grrrr. W
sumie przez ostatnie dni myślałam, że chcę się tu znaleźć jak najszybciej. Mieć
spokój, nie myśleć o problemach, po prostu umrzeć! Mam dość cierpienia, ciągłego
potoku łez. Czuję się jak kropla w oceanie bólu i smutku. Rzygać mi się chcę na myśl
o tym, że moja egzystencja w tym stanie ducha będzie ciągnąc się jeszcze dobre pół
wieku... Kiedy jednak chcę odejść z tego świata paraliżuje mnie strach. Ja nic nie
potrafię! Jestem beznadziejna!
Ciocia od samego rana kręciła się po kuchni. Już o szóstej postawiła wszystkich na
nogi. Pakowała prowiant, by po chwili znów go przepakować. Chciała zabrać ze sobą
tyle jedzenia, że w życiu nie zjedli by go w ciągu trzech dni. Nie wspominam też o
tym, ile nakupowała go dla mnie, bym tylko nie chodziła głodna w czasie ich
nieobecności. Dalej nie była przekonana, czy dobrze robi, pozwalając mi zostać samej
w domu. Lecz odwrotu nie było, bo z samego rana jak tylko wstałam zadzwoniłam do
Eleny przekazać jej wiadomość. Niestety ją obudziłam.
- Mam nadzieję, że to coś ważnego, bo nie daruję ci tej pobudki. – odezwała się po
kilku sygnałach zaspanym głosem. Jak zwykle żartobliwa.
Tak dawno nie słyszałam jej głosu. Od wieków jej nie widziałam. Brakowało mi jej. Jej
poczucia humoru, jej towarzystwa, jej optymizmu.
- To tak się wita przyjaciół? W takim razie nie wiem, czy cię dzisiaj odwiedzę. –
udałam obrażoną.
Słyszałam przez słuchawkę, jak klnie pod nosem.
- Kochana, nie wiem z jakiego kalendarza korzystasz, ale na moim do Prima Aprilis
jest jeszcze sześć miesięcy.
Nie mogła uwierzyć. Wydawało się jej, że próbuję ją nabrać.
- No co ty nie powiesz. Wiec dzisiaj mam nie przyjeżdżać do Richmond?
- Oooo, czyli nagle przypomniałaś sobie o dobrej cioci Elenie? – westchnęła do
słuchawki. Nie odzywałam się chwilę, mając nadzieję, że sama dojdzie go tego, że
 prawda. - Poczekaj... ty nie żartujesz?
No nareszcie.
- Nie, głuptasie. O dziewiątej mam pociąg i byłabym na miejscy koło trzynastej.
Cieszysz się?
Słyszałam jakąś szamotaninę. Wyobrażam sobie, że pewnie wygrzebuje się spod
kołdry. Zawsze we śnie skakała po łóżku, a rano wstawała owinięta jak mumia
pościelą.
- Cieszę? Oszalałaś! Jestem w siódmym niebie! O rany! Nie wierzę!
Wrzeszczała mi do ucha. Wystarczyło tylko usłyszeć jej głos, a już zapomniałam o
prawdziwym powodzie mojej wizyty w tym mieście.
- No to do zobaczenia.
Rozłączyłam się, pragnąc być już na miejscy.
Około godziny wpół do ósmej cała rodzina zbierała się do wyjazdu. Wujek zmienił
swój garnitur na rzecz wygodnych jeansów i zapinanej na guziki koszuli. Razem z
Jaredem wkładali torby do służbowego auta wujka Jonathana. Natomiast ciocia robiła
mi wykład na temat bezpieczeństwa.
- Skarbie, jeśli coś się będzie działo to dzwoń do nas o każdej porze dnia i nocy. Jeśli
poczujesz się bardzo samotna to zatelefonuj do Jareda i przyjedziemy wcześniej.
Gdybyś czegoś potrzebowała, w garaży stoi moje auto. Możesz go używać kiedy
tylko zechcesz. Och... nie wiem, czy dobrze robimy.
Przytuliła mnie mocno.
- Ciociu, dam sobie radę. Zresztą dzisiaj i tak nie będzie mnie cały dzień, a jutro jakoś
dam radę. O nic się nie bój, zadbałam o wszystko i nie będę się nudzić.
Pożegnałam się z nimi. Jared przed wejściem do samochodu podszedł do mnie jeszcze
raz. Przytulił mnie i szepnął do ucha:
- Nie zapomnij, że jest jeszcze Aleks. W razie gdybyś się nudziła zadzwoń do niego, a
na pewno dostarczy ci rozrywki. – miałam nadzieję nigdy nie skorzystać z tej
propozycji.
Odczekałam jeszcze chwilę aż auto zniknie za zakrętem i weszłam z powrotem do
domu.
Przed ósmą pakowałam w pośpiechu kilka rzeczy do torebki. Coś zaczęło wibrować
w mojej kieszeni. Wyjęłam telefon. To był Aleks. Odebrałam szybko.
- Jesteś jeszcze w domu? – spytał.
Ledwie mogłam go usłyszeć. Coś zagłuszało jego głos. Z dźwięków w oddali
wywnioskowałam, że jest w drodze.
- Tak, ale... – nie dokończyłam.
- Czekaj na mnie. – rozłączył się, nie dając mi możliwości wytłumaczenia się.
Wsypałam mojej kotce do miseczki tyle jedzenia, by starczyło jej na cały dzień. Od
razy podeszła i zaczęła się zajadać. Pogłaskałam ją pieszczotliwie za uszkami i
pocałowałam w główkę. Wyszłam z pokoju i zaczęłam sprawdzać, czy w każdym
pomieszczeniu na piętrze światła się nie palą. To samo zrobiłam na dole. Kiedy miałam
już pewność, ze wszystko jest powyłączane, wyszłam z domu. Drzwi od mieszkania
zamknęłam na klucz. Ledwo to zrobiłam, a usłyszałam klakson samochodu.
Obejrzałam się za siebie. Koło bramki stało auto Aleksa. Byłam ciekawa, czego chce.
Zresztą nie miałam dla niego dużo czasu, bo musiałam przed dziewiątą być na stacji. Z
tego co mi tłumaczył mój kuzyn, był to spory kawał drogi. Próbował mnie nawet
przekonać, żebym podjechałam tam autem, ale nie zgodziłam się na to. Nie
wyobrażam sobie siebie za kółkiem. Podeszłam do wściekłej, wyjącej, ryczącej
maszyny. Pierwsze co zauważyła to to, że blondynowi dopisuje dobry humor. Na jego
twarzy gościł piękny uśmiech.
- Słuchaj, nie za bardzo mogę teraz z tobą rozmawiać, bo się spieszę.... może jutro? -
 zaproponowałam.
Spojrzał w końcu na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami. Nie w sposób było im się
oprzeć.
- Wiem dziewczynko, i dlatego tutaj jestem. Zawiozę cię tam. Ze mną pokonasz tę
trasę w ciągu nie całych trzech godzin.
Błysnął swoimi białymi zębami. I co ja miałam zrobić? W jaki sposób spławić go?
Spieszyłam się strasznie, ale nie chciałam go urazić.
- Aleks, ja naprawdę nie mam czasy na żarty. Spieszę się, więc mów szybko co
chcesz.
Pochylił się do przodu i otworzył drzwi od mojej strony.
- Wsiadaj.
Kiedy to do niego dotrze!
- Naprawdę doceniam twój gest, ale dam sobie radę sama. Cześć.
Zrobiłam kilka kroków do przodu, chcąc ominąć auto. Blondyn wyskoczył z auta.
Ciągle z tym samym uśmiechem podszedł do mnie i popchał mnie delikatnie w stronę
drzwi do samochodu.
- O nie, nie , nie... zawiozę cię tam. Nie będziesz jeździła żadnymi pociągami. Tam jest
brudno i śmierdząco, a ja gwarantuje ci wszelkie dogodności. Wsiadaj szybko. Im
szybciej wyjedziemy tym prędzej tam zajedziemy.
Przypuszczam, że gdybym zaczęła protestować z łatwością wepchałby mnie do
środka. Czy istniało inne wyjście jak przystać na jego propozycję?
- Niech zgadnę.... Jared ci kazał mnie tam zawieść. Opiekować się mną i takie tam?
Wsiadł do samochodu i odpalił silnik. Jeszcze raz spojrzał na mnie.
- On nic mi nie kazał. Powiedział tylko, że z nimi nie jedziesz tylko wolisz odwiedzić
rodziców. A w związku z tym, że cię polubiłem wpadłem na pomysł, żeby zaoferować
swoją pomoc. Wybaczysz?
Zrezygnowała wsiadłam do maszyny. Przeklinałam Jareda za jego długi język.
Postawił mnie w niekomfortowej sytuacji. Nie wiem jak zachowam się na cmentarzu
lub przy Elenie. Czy blondyn będzie wyrozumiały, gdy zobaczy mnie całą w łzach?
Czy nie poczuje się urażony kiedy będę chciała chwile porozmawiać z moją
przyjaciółką sam na sam? I czy rzeczywiście z własnej i nieprzymuszonej woli wyszedł
z taką propozycją? Jeśli dowiem się, że mój kuzyn maczał w tym palce, nigdy w życiu
już mu o niczym nie powiem. Ba.... nawet się do niego nie odezwę.
Przez pierwsze pół godziny wsłuchiwaliśmy się w teksty piosenek
Three Days Grace
nic nie mówiąc. Aleks był opanowany podczas jazdy. Nie przekraczał dozwolonej
prędkości na autostradzie i zręcznie wymijał pojazdy. Podziwiałam go za to. Kiedyś
jak uwielbiałam jeździć, byłam strasznie nierozgarnięta, lecz nigdy nie spowodowałam
żadnego wypadku. Uwielbiałam szybką jazdę, czuć przysłowiowy wiatr we włosach.
Nie wiem czy byłabym w stanie ponownie zasiąść za kierownicą.
Ciążyła mi ta nuda. Wyciągnęłam rękę by przyciszyć muzykę. Chłopak spojrzał na
mnie zdziwiony.
- Nie lubisz ich?
- Nie, to nie o to chodzi. Uwielbiam tę kapelę. Ale nie zamierzam spędzić tak całej
drogi. Wiem, że nie lubisz o tym mówić, i nie myśl, że jestem wścibska... ale powiesz
mi trochę więcej o swoich rodzicach? Wczoraj to ja opowiedziałam całą moją historię,
nie dając ci szans na wygadanie się.
Jak za każdym razem jego nastrój się zmienił. Zacisnął mocniej ręce na kierownicy, a
skóra na skroni zaczęła lekko pulsować. Oznaka zdenerwowania. Zdawałam sobie
sprawę, ze to dla niego trudne. Ciągłe kłótnie w domu na pewno mają duży wpływ na
jego samopoczucie. Lecz czasem wygadanie się pomaga. I kto to mówi? Ta, co ze
wszystkiego się zwierza.
 - W porządku, ale przy śniadaniu. Założę się, że rano nic nie zjadłaś.
Skąd on znał mnie aż tak dobrze? Rzeczywiście rano nic nie przełknęłam. Wcześniej o
tym nie myślałam, ale gdy blondyn tylko o tym wspomniał, mój żołądek zrobił salto.
Byłam potwornie głodna.
Skręcił w lewo na jakiś zajazd. Okazało się, że był tam bar szybkiej obsługi.
Perspektywa zjedzenia jakiegokolwiek fast-foodu mnie przerażała. Nigdy nie lubiłam
tego świństwa i wolałam zjeść jakąś dobrą sałatkę. Jedynym wyjątkiem była pizza, ale
ją jadłam od czasu do czasu. Aleks zaparkował na parkingu.
W środku nie było tłoczno. Zaledwie kilka osób siedziało przy stolikach, chcąc
odpocząć po długiej podróży. Pomieszczenie było pomalowane na bladożółto, a
podłoga została wykafelkowana. Po całym lokalu ułożono labirynt z drewnianych i
dwuosobowych stolików. Na wprost od wejścia była długa lada podzielona na trzy
stanowiska. Z sufitów zwisało kilkanaście żyrandoli w kształcie kul.
- Na co masz ochotę? – spytał blondyn.
Spojrzałam szybkim okiem na wywieszki promocji. Nie było nic co mogłoby mnie
zainteresować.
- Sałatkę owocową i wodę.
Sięgnęłam do torby po portfel, chcąc zapłacić za swoje zamówienie. Aleks zauważył
to i skarcił mnie.
- Chyba nie myślisz, że pozwolę ci zapłacić? To ja zaprosiłem cię na śniadanie i ja za
nie zapłacę.
Przewróciłam ostentacyjnie oczami.
- Proszę cię, stać mnie jeszcze na śniadanie...
- Ależ ja tego nie kwestionuję. Po prostu chcę zapłacić, a ty lepiej byś zrobiła zajmując
nam stolik, a nie kłóciła się ze mną.
Nie miałam zamiaru mu ustąpić. Już za dużo razy zgadzałam się na jego pomysły.
Czas by i on raz przyjął moje warunki. Chłopak ruszył w stronę kasy. Słysząc moje
kroki za sobą, odwrócił się. Spojrzał na mnie wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu.
- Yoko.
Zastanowiłam się szybko nad jakąś ripostą. Nic inteligentnego nie przychodziło mi go
głowy.
- Aleks?!
Dlaczego nie potrafię być czasem bardziej stanowcza? Skoro nie chciałam, żeby
zapłacił za mnie, to powinnam nie zmieniać zdania do ostatniej chwili. Ale niestety to
zrobiłam.
- Co za człowiek. – wymruczałam pod nosem, mając nadzieję, że nie doszło to do jego
uszu. Jakże się myliłam!
- Słyszałem. – powiedział żartobliwie.
Odwróciłam się na pięcie i wynalazłam jakiś pusty stolik z dala od wszystkich. Mój
wybór chyba nie zdziwi blondyna, bo wybrałam ten, który był w odosobnieniu.
Żadnych wścibskich spojrzeń w pobliżu. Rzuciłam torbę na siedzenie obok mnie i
usiadłam. Zaczęłam bawić się kartą menu włożoną w plastikowy stojak. Obracałam ją
go w dłoniach próbując zająć się czymś do powrotu blondasa. Długo nie kazał mi na
siebie czekać. Po pięciu minutach szedł w moją stronę w miseczką w ręku. Położył ją
przede mną.
- Twoja sałatka.
Były w niej moje ulubione warzywa. Ogórek, pomidor, sałata i papryka. Mój żołądek
gdy tylko to zobaczył zaczął się buntować i strasznie burczał. Domagał się, bym coś
skonsumowała.
Zdziwiłam się, kiedy nie zobaczyłem niczego przed Aleksem. Żadnego hamburgera,
hot-doga czy czegoś w tym stylu.
 - A ty nie jesz?
Uśmiechnął się w odpowiedzi.
- To ty musisz dostarczyć organizmowi protein, a nie ja. Zresztą i tak nie jestem
głodny.
- W takim razie opowiesz mi o nich?
Nie musiałam akcentować, o kogo mi chodzi. On doskonale to wiedział. Jeszcze
sekundę temu był rozluźniony, tak jakby nie pamiętał dlaczego tutaj weszliśmy. Lecz
po raz kolejny jego twarz nie wyrażała nic. Puste spojrzenie i mina której nie można
było odgadnąć. Nawet nie był w stanie spojrzeć mi prosto w oczy, tak jak wcześniej to
robił. Patrzył gdzieś w bok, byle tylko nie w moje oczy.
- Ten cały syf zaczął się trzy miesiące temu. Mój ojciec wyjechał wtedy w jakąś
delegację, a matka została ze mną w domu. Pamiętam, że chwilę po jego odjeździe
zadzwoniła do niej niby jej przyjaciółka. Poprosiła ją, żeby przyjechała do niej na noc,
bo narzeczony ją zostawił i potrzebowała się wygadać. No i matka wyszła, a ja
zostałem w domu na całą noc. Po trzech dniach wrócił mój ojciec. Zachowywał się
jakoś dziwnie. Był przygnębiony i przybity. Nie wiedziałem o co chodzi, a kiedy sie go
spytałem, co się stało, powiedział, że nic. Dopiero po kolacji kazał mi iść do swojego
pokoju. Nie wychodziłem z niego przez dobrą godzinę, ale za to wszystko słyszałem.
Kłócili się i wyzywali. Chciałem zejść na dół dowiedzieć się wszystkiego. Lecz ledwo
otworzyłem drzwi swojego pokoju ojciec wszedł na górę i zaczął pakować swoje
walizki. Wtedy zaświeciła mi się lampa i powiązałem pewne fakty. Delegacja ojca i
nagły telefon do matki. Moje przypuszczenia się potwierdziły po tygodniu. Mama mi
wszystko opowiedziała włącznie z tym, że ona również zdradziła. Tato już nie wrócił
do naszego domu na stałe, ale często podjeżdżał pod szkołę i jechaliśmy gdzieś razem.
Ciągle myślałem, że sobie wybaczą, lecz byli takimi hipokrytami, że nie potrafili
zapomnieć. Na dokładkę trzy tygodnie temu dowiedziałem się, że kochanka ojca jest
w ciąży i będę miał rodzeństwo. Czyż to nie wspaniałe? – dodał z ironią.
Trudno było mówić o tu o czymkolwiek wspaniałym. Chłopakowi wszystko się
zawaliło. Rodzice, których najprawdopodobniej uważał za swój wzór, rozeszli się.
- Współczuję. Prędzej czy później się opamiętają i zrozumieją, jak bardzo cię ranią.
Pamiętaj, że za każdym razem kiedy potrzebujesz się wygadać masz Jareda... no i
mnie.
Nie wiem jak to się stało, ale od wczoraj bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Oboje
poznaliśmy swoje tajemnice. Zaufaliśmy sobie. Nie wiem co to jeszcze znaczy, ale
czuję, ze to poważny krok w naszej znajomości.
- Dzięki.- rozweselił się. Znów powrócił dawny Aleks, którego polubiłam. Nie ten
smutny i zły, tylko ten miły i uczuciowy. - Najgorsze jest to, że jutro umówiliśmy się
w trójkę na rodzinny obiad. Nie chciałem się na to zgodzić, bo wiedziałem, że będą
kłótnie. Jednak rodzice przysięgli mi, że nie będą wtedy rozmawiać o rozwodzie i
sprawach z nim związanych. Uwaga, bo im uwierzę...
- Wydaje mi się, że to dobry pomysł. Zbliżycie się do siebie bardziej i może w końcu
zrozumieją, ze obwinianie siebie nie ma sensu.
- Ja tam w cuda nie wierzę.
Wzięłam ostatniego kęsa mojego śniadania.
- Dobra zmywajmy się, bo nie zdążymy. - rzekłam.
W aucie znowu nie rozmawialiśmy. Tak jakby zasób słów na dzisiejszy dzień został
wykończony. Zamiast wsłuchać się w muzykę, którą Aleks puścił, pogrążyłam się we
własnych myślach. Przez jego wyznania moje samokontrola osłabła. Dlaczego zawsze
przy nim? Zamknęłam oczy, pragnąc wyrzucić z pamięci tą rozmowę. Stało się coś, co
nie powinno mieć miejsca.
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • frania1320.xlx.pl
  • Tematy