Rozdziały 1- 11, Odkochanie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Autorka -
Cocolatte.
Beta –
marta_potorsia
Rozdział pierwszy,
strona 2
Rozdział drugi,
strona 13
Rozdział trzeci,
strona 25
Rozdział czwarty,
strona 36
Rozdział piąty,
strona 48
Rozdział szósty,
strona 59
Rozdział siódmy,
strona 72
Rozdział ósmy,
strona 82
Rozdział dziewiąty,
strona 92
Rozdział dziesiąty,
strona 100
Rozdział jedenasty,
strona 111
1
Rozdział pierwszy
PWB
G
dyby to był film, to pomiędzy powiadomieniem mojej rodzicielki o
heroicznej decyzji, jaką podjęłam dla jej dobra, a chwilą obecną – to jest zajęciem
miejsca, do jakiego upoważniał mnie bilet na lot w klasie średniej – minęłoby zaledwie
parę sekund oprawionych jakimś ckliwym tematem muzycznym. W rzeczywistości
jednak cały ten okres “pomiędzy” potrwał długi miesiąc, podczas którego Renée dzień
w dzień przekonywała mnie, że nie muszę tego robić. Kilkakrotnie prawie się złamałam
– nie posiadam zbyt silnej woli – ale na końcu zawsze docierało do mnie, że nie mogę
postąpić inaczej. Gdybym nie przeprowadziła się do ojca, matka utknęłaby ze mną w
domu kolejny rok, jaki pozostał mi do studiów, co natomiast sprawiłoby, że w
najbliższym czasie uschłaby z tęsknoty za nowym mężem – którego praca nieustannie
gania po całych Stanach Zjednoczonych. Teraz jednak, gdy uporałam się wreszcie z
umieszczeniem bagażu na właściwym miejscu (co przysporzyło mi nie lada problemów
– jestem osobą raczej niską, torbę podręczną mam ciężką, a półki są wysoko – co
zsumowane razem z moją niezdarnością daje dosyć oczywisty wynik), do mojego
umysłu wdarły się wyrzuty i przezwiska skierowane w stronę mojego charakteru,
któremu obcy był egoizm. Doprawdy, powinnam chyba wiązać swoją przyszłość nie z
literaturą piękną, a opieką społeczną. Pomaganie wszystkim dookoła - z wyjątkiem
samej siebie - miałam nieodwołalnie zakodowane na czymś w rodzaju twardego dysku
w mózgu.
Z rezygnacją pogrzebałam w podręcznej, bardzo wypakowanej torebce, a
moja dłoń odnalazła paczkę gum miętowych, małe owocowe cukierki i jakieś nikomu
nie potrzebne papierki, aż w końcu natrafiła na to, czego potrzebowałam.
Odblokowałam klawiaturę nowego Smartphone'a – prezentu od Renée i Phila na
zakończenie ubiegłego roku szkolnego. Na pokładzie samolotu nie można było wysyłać
maili, ale jeszcze nie wystartowaliśmy, więc komu zaszkodzi jedna, mała wiadomość?
No dooobra... Tylko jak to się robiło?
Ze zmarszczonym czołem usiłowałam sobie przypomnieć instrukcję Al
dotyczącą maili, ale w głowie miałam tyle nowych informacji, że za nic nie mogłam
2
dopasować do siebie odpowiednich funkcji i folderów. Na szczęście po wejściu w menu
od razu natrafiłam na odpowiednią nazwę. To, że potrafiłam posługiwać się tak
nowoczesnym urządzeniem jakim był Smartphone napawało mnie dumą. Może byłam
trochę dziwna, ale do tej pory nie miałam nawet zwykłej komórki, więc brak mi
doświadczenia, jeśli chodzi o technologię.
Jak tam? Poradziłaś sobie z bagażami? Siedzisz obok kogoś
ciekawego? B.
Byłam w trakcie wysyłania, gdy coś otarło się o moje nogi, przeciskając się do
siedzenia sąsiadującego z moim. Leniwie podniosłam wzrok znad ekranu. Szczęka,
nagle niekompatybilna z resztą mnie, opadła na parę centymetrów w dół, gdy moje
oczy napotkały przed sobą seksowny tyłek opięty spranymi, jasnymi jeansami.
Gdybym się trochę zastanowiła, pewnie zdałabym sobie w końcu sprawę, jak głupio
muszę w tym momencie wyglądać, ale teraz liczyły się tylko dwa kształtne pośladki
przede mną. O mój słodki Boże..!
Niestety (a może stety?) obiekt mojego zainteresowania szybko przycisnął się
do pobliskiego fotela, a mi pozostała jedynie twarz i górna część tułowia do
podziwiania. Długo się tym nie przejmowałam, bo – jak się wkrótce okazało – owym
widokom nie można było nic zarzucić. Mój tymczasowy sąsiad niezwykle umięśniony,
co podkreślała jego jasna koszulka znanej firmy sportowej. Ciemne loki okalały jego
niezwykle przystojną twarz. Oczy były niezwykle przyjazne i roześmiane, a kolor miały
piwny. Zamrugał, wzbudzając we mnie jednocześnie zazdrość i zachwyt; faceci
stanowczo nie powinni mieć takich rzęs - gęstych, brązowych i wywiniętych.
Po chwili uśmiechnął się lekko, ukazując dwa małe dołki w policzkach.
- Cześć – powiedział uprzejmie do... chwila, do
mnie?
Nagle przypomniałam
sobie o pozycji mojej szczęki, więc czym prędzej ją zamknęłam.
- Hm, hej – wymamrotałam. Urządzenie w moich dłoniach zawibrowało, a ja,
jako że zapomniałam o jego obecności, podskoczyłam lekko. Chłopak zachichotał.
Czując, że oblewam się rumieńcem, otworzyłam notatkę, przeklinając w myślach na
najlepszą przyjaciółkę.
Beznadzieja. Dobrze, że wzięłam iPoda, bo inaczej zanudziłabym się
na śmierć. Może nawet skuszę się na tę książkę, którą mi poleciłaś. A u
Ciebie? Dobra, ofiaro, nie odpisuj, nie zdążysz - za chwilę startujemy.
3
Pogadamy później. Coś czuję, że ta podróż będzie się ciągnąć jak guma pod
butem. No nic. Bywa. Oby ci Twoi bracia byli przystojni, bo jak się
okaże, że to idioci, a ja daremnie spędziłam parę godzin w samolocie, to
Cię utłukę. A.
PS. – te półki bagażowe to czysty przykład dyskryminacji osób niskiego
wzrostu w społeczeństwie. A wokoło żadnych przystojniaków do pomocy!!!
Co, do cholery, jest nie tak z tym samolotem?
Żadnych przystojniaków? Dobre sobie.
Wiadomość mnie nieco otrzeźwiła. Jak ja się zachowuję? Ten facet musiał
pomyśleć, że jestem kompletną idiotką. No cóż, nie byłby w błędzie.
Zablokowałam klawiaturę i wrzuciłam urządzenie do torebki, po czym podjęłam
próbę ratowania własnej reputacji. Na początek spróbowałam odwzajemnić uśmiech,
mając nadzieję, że nie wyszedł tak, jakby mnie coś nagle zabolało.
- Kontrola rodzicielska? - domyślił się.
- Nie, przyjaciółka – odpowiedziałam, ciesząc się, że nie zadrżał mi przy tym
głos.
- Już się stęskniła?
- Hm. Też leci tym samolotem, tyle że gdzieś w pierwszej klasie – wyjaśniłam.
- Czemu nie siedzicie obok siebie? - Nagle zrobił przepraszający wyraz twarzy. -
Wybacz. Jestem zbyt wścibski, prawda?
- Nie! - zaprzeczyłam gwałtownie. - To znaczy, trochę, ale mi to nie przeszkadza
– dodałam naprędce.
- To dobrze, bo zbyt długo bym w ciszy nie wysiedział. Za bardzo lubię gadać.
Taki już jestem. - Wzruszył bezradnie ramionami, robiąc iście komiczną minę.
- To nic złego – pocieszyłam go.
- Więęęc... - rzucił. - Jedziecie z przyjaciółką na wakacje, czy coś?
- Czy coś.
- Rozumiem, że więcej nie wyciągnę.
- Możesz spróbować. A ty? Jedziesz na wakacje?
- Nie. Wracam do domu – westchnął, a kąciki ust opadły ku dołowi, przez co
twarz mu spoważniała.
- Byłeś u rodziny? - zainteresowałam się.
- Nie, u dziewczyny.
Poczułam, jak całe moje podekscytowanie i dobry humor ulatują ze mnie jak z
4
przekłutego balona. Oczywiście, że miał dziewczynę. Tacy faceci nie mogą być
singlami, nieprawdaż? Zbyt dużo kandydatek. Szlag by to.
- I co, nie chcesz jej zostawiać?
- Tak właściwie... - zawahał się. - Tak właściwie to się rozstaliśmy. Mieszkamy w
zbyt dużym oddaleniu od siebie, w ogóle coś się od dłuższego czasu między nami
psuło. Wiesz, to dziwne. Zwierzam ci się jak na spowiedzi, a nawet nie znam twojego
imienia – zauważył.
- Czasami najlepiej zwierza się nieznajomemu – palnęłam, zaraz uświadamiając
sobie, że popełniłam błąd. - Bella – dodałam pospiesznie.
Rozpogodził się nieco. - Jestem Emmett, dla przyjaciół Em – wyciągnął do mnie
dłoń. Ujęłam ją w geście przywitania. Była taka duża i ciepła! Niemal czułam, jak się
roztapiam. Moje serce kołatało mocno, niemal rozsadzając klatkę piersiową.
Gdybym wtedy była nieco domyślniejsza, oszczędziłabym sobie w przyszłości
wielu kłopotów. Przecież imię Emmett jest tak nietypowe, że powinno mi się skojarzyć.
Ale nie. Byłam zbyt otumaniona jego urodą, aby cokolwiek zauważyć.
- Więc... Nie jestem już nieznajomą – wydukałam, zalewając się trochę
intensywniejszym rumieńcem.
- Teoretycznie. W praktyce nic o tobie nie wiem.
- A co chciałbyś wiedzieć?
- A co chciałabyś, żebym wiedział?
Skurczybyk.
- Moje życie nie jest zbyt interesujące – mruknęłam szczerze (i żałośnie),
gorączkowo przeszukując własny - aktualnie nieco opóźniony - umysł w poszukiwaniu
zabawnych i interesujących anegdotek. - Mam dwoje najlepszych przyjaciół, którzy się
wzajemnie nienawidzą, i większość czasu spędzam z nimi – nie w tym samym czasie,
oczywiście. Oni są jak mieszanka wybuchowa – wyjaśniłam w końcu, decydując, że
przy takim wesołku najlepiej opowiadać o tej dwójce.
- Kto się czubi, hę? - zgadywał.
- Niestety, wyjątek od reguły.
Na polecenie interkomu zapięliśmy pasy, a samolot w chwilę później oderwał się
od ziemi. Już wcześniej byłam nieco oszołomiona, ale teraz mogłam zwalić to na
zmianę ciśnienia, a nie na własne, naiwne serce i przystojniaka obok mnie. Emmett
wyciągnął w moją stronę garść pełną małych, owocowych karmelków. Na początku
odmówiłam – z bliżej nieznanego nikomu powodu – ale nalegał, dopóki się nie
poczęstowałam. Zachłannie przyssałam się do cukierka, a brunet wyjaśnił, że podczas
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • frania1320.xlx.pl
  • Tematy