Rozmowy barowe [Z], HG - SS Fan Fick ( kto ma więcej proszę o info )

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROZMOWY BAROWE
annie
Rozdział pierwszy.
Wpatrywał się w bursztynowy płyn w szklance. Jeszcze ze dwie takie porcje i osiągnie błogosławiony
stan zobojętnienia. Rzadko używał alkoholu jako środka znieczulającego, ale dziś miał ochotę się napić.
Wszedł do pierwszej lepszej knajpy, zamówił whisky i usiadł w najciemniejszym kącie sali. Pogrążony w
myślach, od czasu do czasu podnosił wzrok i obrzucał nielicznych gości ponurym spojrzeniem.
Życie cuchnie, nie pamiętał gdzie to słyszał, ale trafnie oddawało sytuację, w której się znalazł. Jego
życie cuchnęło na kilometr. Od ostatniego starcia ukrywał się w mugolskim świecie. Jak nisko upadłem.
Przeklęty Dumbledore i ten genialny plan. Tym rozmyślaniom towarzyszył szmer przyciszonych rozmów
i sącząca się z głośników cicha muzyka. Nie przeszkadzało mu to.
Wzrokiem bez wyrazu przyglądał się kobiecie, która właśnie weszła. Ruchy jakby znajome. Kiedy
zamawiała drinka, usłyszał jej głos… Głos z przeszłości – denerwujący, natrętny. Granger. Ze wszystkich
miejsc na ziemi musiała trafić właśnie tutaj. Diabli nadali, zarejestrowała trzeźwa część jego umysłu.
Wsunął się głębiej w kąt swojego boksu. Nie chciał, aby go zauważyła. Dostrzegł, że wybrała jakiegoś
idiotycznego kobiecego drinka. Odprężył się lekko, kiedy omiotła salę spojrzeniem i skierowała do
stolika. Po chwili znowu zesztywniał. Wybrała najbliższy wolny stolik i wbiła w niego wzrok. Niech to
szlag!
Zerkał na nią ukradkiem, zastanawiając się, co u diabła robiła w mugolskim Londynie w podrzędnej
knajpie. Najbystrzejszy umysł Hogwartu. To, że jej nie znosił nie przeszkadzało mu doceniać jej
inteligencji. Przymrużonymi oczami patrzył jak wstaje i kieruje się w jego stronę. Psiakrew, trzeba się jej
pozbyć.
***
Hermiona wracała z pracy. Była rozgoryczona. Ten stan utrzymywał się już od prawie roku. Dokładnie
od zakończenia wojny z Voldemortem. I na dodatek zaczyna padać. Jak pech, to pech, pomyślała
zrezygnowana. Weszła do najbliższej knajpy i zdecydowała się napić czegoś mocniejszego. Posiedzi,
przeczeka deszcz i pomyśli. Chwila refleksji dobrze jej zrobi.
Rozejrzała się w poszukiwaniu wolnego stolika. Na ułamek sekundy zatrzymała wzrok na wtapiającym
się w panujący w pomieszczeniu półmrok mężczyźnie. Zajmował boks w najciemniejszym kącie sali i
przyglądał się jej. Ta sylwetka wyglądała znajomo. Odebrała od barmana zamówionego drinka i
skierowała się do stolika, z którego miała najlepszy widok na ciemną postać.
Powoli popijała swoją margeritę i usiłowała przypisać sylwetkę do twarzy. Gesty, ten ruch głową, profil!
Snape. Nie, to nie możliwe. On nie żyje. Potrząsnęła głową. Ale… nigdy nie znaleziono ciała, tylko
połamaną różdżkę i zakrwawione szaty. Ukrywa się. Dlaczego? Przecież… Przed oczyma stanęła jej
jedna scena.
***
- To pismo Severusa – mówiła do niej i do Remusa profesor McGonagall. Trzymała w ręku krótką notkę
informującą o najbliższych planach Voldemorta. Chwilę wcześniej poprosiła ich, by po zebraniu Zakonu
pozostali dłużej. Chciała im coś pokazać. Wojna z Tym - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać
trwała już dwa lata i właśnie wchodziła w decydującą fazę, kiedy sowy zaczęły przynosić Minerwie
anonimowe listy, zawierające informacje o planowanych akcjach Voldemorta.
Wyjaśniła, że z początku nie brała ich poważnie. Już nie ufała Snape’owi. Podejrzewała podstęp, ale
dotychczas wszystko się zgadzało. Wybrała więc dwie osoby, które, jak wiedziała, były w stanie
zaakceptować prawdę. Ta wiadomość wstrząsnęła nimi. Przecież Harry opowiedział im ze szczegółami,
co zdarzyło się tamtej nocy, kiedy zginął Dumbledore. Tak jak wszyscy, uważali, że Snape to zdrajca.
Tego wieczoru długo debatowali, czy ujawniać źródło informacji. Hermiona była temu przeciwna.
Uważała, że bezpieczniej będzie zachować tożsamość informatora w tajemnicy. Były mistrz eliksirów
wśród członków zakonu był równie znienawidzoną osobą jak Voldemort – gorzej – myśleli, że jest
zdrajcą.
Notki przychodziły regularnie do końca wojny i to między innymi dzięki nim zdołali pokonać
Voldemorta. Zawsze wyprzedzali go o krok. A potem okazało się, że Snape zginął…
***
Nie, nie zginął, otrząsnęła się ze wspomnień, chyba, że po dwóch drinkach mam halucynacje.
Ponownie utkwiła oczy w czarnowłosym mężczyźnie. Zastanawiała się, czy do niego nie podejść, ale nie
wiedziała jak on zareaguje. Z pewnością mnie rozpoznał. Zaczęły pocić się jej dłonie, a przecież nigdy
nie była tchórzem. Jeszcze chwilę siedziała nieruchomo, po czym zabrała swoją szklankę i podeszła do
boksu, w którym siedział Snape.
- Profesorze?
- Odejdź, Granger.
Postawiła drinka na stole i usiadła naprzeciw byłego nauczyciela.
- Nie boisz się, Granger? – usłyszała zachrypnięty od alkoholu i nadmiernej ilości papierosów głos.
Pominęła to milczeniem i tylko obrzuciła Snape’a ironicznym spojrzeniem. Prychnął zniecierpliwiony –
Jestem mordercą, śmierciojadem, zapomniałaś? – uniósł szklankę w geście toastu – Twoje zdrowie,
szlamo!
Zabolało, szczególnie, że padło z ust szanowanego niegdyś profesora – Nie zmienił się pan –
skomentowała. Była pewna, ze chciał się jej pozbyć. – Myśleliśmy, że pan nie żyje.
Wykrzywił się szyderczo – Ja nie żyję, Granger. Dotarło? Chyba, że gryfońska Wiem –To- Wszystko wie
lepiej – zasyczał.
Słysząc te słowa, dziewczyna zamilkła. Kolejnego drinka wypili w kompletnym milczeniu. Ciszę między
nimi przerywał tylko szczęk zapalniczki, kiedy przypalał jednego papierosa za drugim.
Snape przypatrywał się dziewczynie poprzez siwy dym. Również na niej wojna odcisnęła swoje piętno.
Zewnętrznie w ogóle się nie zmieniła, ale twarz miała tę prawie niezauważalną dojrzałość, którą mają
tylko osoby znające smak ludzkich tragedii. W oczach czaił się cień, charakterystyczny dla tych, co za
dużo widzieli i przeżyli. Jeszcze nie nauczyła się tego ukrywać.
– Mugolski Londyn, Granger? A co ze wspaniałym czarodziejskim światem? - zdecydował się przerwać
tę wygodną ciszę.
Nie wyczuła w jego głosie zainteresowania, tylko obojętność. Ciekawe ile zdążył już wypić, zastanowiła
się. Wzruszyła ramionami – Z wielu powodów, profesorze – nie miała ochoty rozmawiać z nim akurat na
ten temat – A pan? – w chwili wypowiadania tych słów, wiedziała, że to najgłupsze z możliwych pytań.
Przygotowała się na zjadliwy komentarz.
Snape obrzucił ją tylko pustym spojrzeniem – Z wielu powodów, Granger.
Znowu zapadła cisza. Rozmowa najwyraźniej im nie wychodziła. Wyglądało na to, że dobrze im się
razem milczy. Pogrążeni, każde w swoich myślach, powoli popijali swoje drinki.
Po jakiejś godzinie, Snape stwierdził, że ma już dość. Jest wystarczająco zalany by zasnąć bez problemu,
a jednocześnie na tyle trzeźwy, aby dotrzeć do mieszkania. Podnieśli się równocześnie. Widocznie ona
też ma już dość.
- Panie przodem – przesadnie szyderczym gestem przepuścił ją przed sobą. Nie zwróciła na niego uwagi i
po prostu podeszła do baru. Zapłaciła za swoje koktajle i nie oglądając się na niego wyszła na zewnątrz.
Zdążyła zrobić trzy kroki, kiedy poczuła na ramieniu ciężką dłoń.
- Tylko pamiętaj, Granger, nie widziałaś mnie. Umarłem, zrozumiałaś? – owionął ją oddech o zapachu
whisky.
Wzruszyła ramionami i tylko kiwnęła głową, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę swojego
mieszkania. Obróciła się tylko raz. Nadal stał przed pubem i patrzył jak odchodzi.
Wtopiona w noc sylwetka szpiega.
Rozdział drugi.
Cały następny tydzień Hermiona zastanawiała się, czy tamten wieczór nie był snem. Wydawał się taki
nierealny. Przypadkowe spotkanie z umarłym przy drinku. Rozmyślając nad tym, ani przez chwilę nie
pomyślała, aby komuś opowiedzieć o tej dziwnej rozmowie – nie rozmowie. Pod tym względem
doskonale rozumiała byłego mistrza eliksirów.
Sama coraz bardziej oddalała się od angielskiego czarodziejskiego świata. Powojenna rzeczywistość ją
rozczarowała. Voldemort zginął z ręki Harry’ego, ale nic ponadto się nie zmieniło. Pozostały stare
układy, waśnie, kumoterstwo i potęga galeonów. Dla co poniektórych nadal pozostanie nic nie wartą
szlamą. A może oczekiwała zbyt wiele? Teraz mieszkała w mugolskim Londynie, studiowała
transmutację oraz eliksiry poprzez sowią pocztę i starała się ułożyć sobie życie na nowo. Zastanawiała się
nad wyjazdem z kraju.
Utrzymywała jeszcze tylko sporadyczne kontakty z Remusem i Minerwą. Złota Trójca odeszła w niebyt.
Wzajemny widok sprawiał im ból. Przypominał o każdej niepotrzebnej śmierci. Szczególnie Harry’emu.
Ginny zginęła, broniąc Hermiony. Dziewczyna wiedziała, że przyjaciel tak naprawdę nigdy jej tego nie
wybaczył. Jeden głupi błąd i jedno życie mniej. Podejrzewała, że wyrośli już z wiary w idealną przyjaźń.
Rzeczywistość okazała się zbyt brutalna. To bolało. Wołała leczyć swoje rany w samotności. Skupiła się
na nauce.
Była świadoma tego, że wojna bardzo ją zmieniła. Kiedyś miała książki i przyjaciół, swój mały
zamknięty świat, teraz pozostały jej tylko książki. Świat zamienił się w mikrokosmos. Nigdy łatwo nie
nawiązywała przyjaźni, a wojna jeszcze bardziej ją do tego zniechęciła. To było zbyt ryzykowne. Jednego
dnia miało się przyjaciela, drugiego uczestniczyło w jego pogrzebie. Zbyt dużo widziała takich sytuacji.
Do dziś pamięta pogrzeb Ginny i wyrzut w oczach Harry’ego. Skierowany w jej stronę. To jej wina, że
przyjaciółka zginęła. Gdyby była bardziej uważna. Gdyby…
Nigdy nie była wylewną osobą, a po tym jeszcze bardziej zamknęła się w sobie.
Ron… nie mogła nazwać go największą pomyłką życia, bo nią nie był. Spędzili ze sobą wiele
przyjemnych chwil zanim to wszystko się posypało. Ron zawsze był Ronem. Ciepłym, nieporadnym na
pozór, wiernym przyjacielem. U niego zawsze to, co w sercu, to na języku. Tak emocjonalny jak ona
chłodna. Dopóki byli nastolatkami nie zwracali na to uwagi. Dopiero później Ronowi zaczął
przeszkadzać jej dystans.
W miarę jak wkraczali w wiek dorosły, coraz mniej ją rozumiał. W końcu dotarło do niej, że żyją w
dwóch różnych wszechświatach. Jej był wyciszony, pełen skupienia i ostrożności, jego barwny,
żywiołowy, nawet po wojnie. W ten sposób radził sobie z bólem, Hermiona tak nie potrafiła. Rozstali się
wśród wzajemnych wyrzutów. Dla nich pod tym względem nie było kompromisów. Od tego czasu z
nikim się nie związała, uważała, że jest zbyt zimna i nie ma nic do zaoferowania. Jakby jej pozytywne
emocje zostały wyparte przez gorycz.
Długo trwało, zanim wrócili do w miarę normalnych rozmów. Jednak to już nie było to samo. Cała trójka
stała się bardzo ostrożna we wzajemnych kontaktach. Za wiele ich łączyło i to, paradoksalnie, sprawiało,
że oddalali się od siebie. Między nimi było zbyt dużo bólu i tragedii. Nie byli już beztroskimi dziećmi.
Zresztą, nigdy nimi nie byli, ale wcześniej mieli to złudne poczucie względnego bezpieczeństwa i całe
pokłady zaufania.
Wtedy chyba tylko do Harry’ego docierało w pełni, że to wszystko było jak domek z kart. Dmuchniesz i
się rozsypie.
Świadomie odizolowała się od wszystkich. Angielski czarodziejski świat nie miał jej już nic do
zaoferowania. Kiedy opadły powojenne emocje na wierzch wypłynęła cała hipokryzja. Mimo iż Czarnego
Pana już nie było, jego idee żyły nadal. Nic nie znaczyły jej wyniki w nauce, jej inteligencja, a nawet to,
że przyczyniła się do pokonania potwora. Subtelnie dawano jej do zrozumienia, że nadal, dla co
poniektórych jest szlamą. O dobrej pracy mogła zapomnieć. Wszystkie stanowiska zajęte przez
„pełnowartościowych” czarodziei.
Potrząsnęła głową, aby odpędzić smutne wspomnienia. Wróciła myślami do profesora. Kiedy tak siedzieli
w milczeniu, zdążyła mu się dokładnie przyjrzeć. Jedyną zewnętrzną oznaką przeżyć była niewielka
blizna po lewej stronie szczęki i przyprószone siwizną skronie. Wewnętrznych blizn mogła się tylko
domyślać. W oczach przeważała pustka. Czasem mignął cień jakiegoś niezidentyfikowanego uczucia.
Ten człowiek zawsze doskonale ukrywał swoje emocje. A choć na potrzeby wojny opanowała
Legilimencję i Oklumencję, to nie chciała stosować ich na nim. Był mistrzem. Wolała nie ryzykować.
Szkoda, że nie umiałam z nim porozmawiać. Tyle pytań. To najbardziej inteligentny człowiek, jakiego
kiedykolwiek znałam. Prawdopodobnie już nigdy nie będę miała okazji.
***
Severus Snape przez większość życia był szpiegiem. Opanował tę sztukę do perfekcji. Nawet w stanie
mocno chwiejnym był skuteczny. Granger nie miała pojęcia, że kryjąc się w cieniu, odprowadził ją pod
same drzwi. Nie mógł jej pozwolić tak po prostu odejść. Był już zmęczony ciągłymi przeprowadzkami i
musiał się upewnić, że ta głupia dziewczyna nie poleci z donosem.
Już widział reakcję Pottera - zbawcy. Ten szczeniak go nienawidził, zresztą z wzajemnością, a Snape nie
miał zamiaru jeszcze umierać. Bezczelny gówniarz – przyznawał to niechętnie – był potężnym
czarodziejem. Od lat nadstawiał za niego karku, a ten nawet o tym nie wiedział. Poświęcił wszystko i nic
nie otrzymał w zamian. Nawet wolności. Kiedyś jeszcze go to obchodziło. Teraz nie miało znaczenia.
Szpiegując Czarnego Pana i wysyłając te notki, ryzykował. Ale wtedy nie czuł przypływu adrenaliny, czy
strachu, już nie. Miał wrażenie, że stał się ludzkim automatem. Szpiegiem doskonałym. Pod koniec wojny
nie czuł już nawet bólu, który innych mógł doprowadzić do utraty świadomości. Istniał i nic więcej.
Wygrali tę przeklętą wojnę – oni. On nie. Nadal tylko istniał. Blokował tę resztkę uczuć, która mu
pozostała, pozwalał sobie tylko na gorycz. Nie czuł, chyba że na granicy snu, kiedy człowiek budzi się z
koszmaru. Wpół świadomy nie panował nad myślami. Same wślizgiwały się do umysłu.
Nie chciał pamiętać, nie chciał czuć. Stłamsił swój gniew, swoją rozpacz; szyderczo przypominały mu, że
jeszcze nie wszystko się w nim wypaliło. Chciał mieć tylko święty spokój. Odciął się od świata,
całkowicie. Spłacił już swój dług. Może kiedyś znowu nauczy się żyć. Tylko że nie pamiętał jak się żyje.
Będzie więc obserwować Granger. To potrafi. Jeden najmniejszy sygnał, że wypaplała, a gorzko tego
pożałuje.
Obserwował ją przez miesiąc. Zdążył dokładnie poznać jej zwyczaje. Nic szczególnego, szczerze
mówiąc. Dowiedział się, że studiowała transmutację i eliksiry – co dziwne, sowią pocztą – oraz dorabiała
jako kelnerka w kafejce mugolskiego uniwersytetu. Uderzyło go to, iż nie utrzymywała żadnych
kontaktów z przyjaciółmi. Mugolski Londyn nawet był w stanie zrozumieć, wiedząc, co dzieje się w
czarodziejskim świecie, ale odcięła się także od przyjaciół.
Przechwytywał jej sowy i otwierał listy. Bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Przecież go nie miał. Ani
jednej, nawet krótkiej notki. Raz od McGonagall, w którym namawiała dziewczynę do powrotu, i same
materiały do nauki. Jeden jedyny raz odwiedził ją ten przeklęty wilkołak. Czyżby z niedorajdy Weasleya
przerzuciła się na zwierzęta? Po raz pierwszy od dawna coś go zaintrygowało. Dlaczego jest sama? Istniał
tylko jeden sposób, aby się dowiedzieć.
***
Hermiona zdążyła już zapomnieć o spotkaniu z byłym nauczycielem. Miała ważniejsze sprawy niż snucie
domysłów. Ostatnio sowy dolatywały do niej z opóźnieniem. Musiała więc wybrać się na uniwersytet i
dowiedzieć się, co jest grane. Niestety, nie potrafili udzielić jej konkretnej odpowiedzi. Sami nie mieli
pojęcia, dlaczego.
Któregoś dnia, kiedy otwierała listy ze skryptami, z jednego podręcznika wypadła pojedyncza kartka.
Znajomym pismem napisane na niej było tylko jedno zdanie: „ Dziś, ten sam bar o tej samej porze”
Brzmiało to jak rozkaz. Snape. Ale… ale jak… skąd? Przez głowę dziewczyny przelatywały bezwładne
myśli. Weź się w garść, Hermiona. To szpieg i na dodatek doskonały w tym, co robił, opamiętała się.
Jeszcze raz spojrzała na notkę i nagle do niej dotarło. Otwierał moje listy! Zatrzęsła się z wściekłości. To
dlatego sowy się spóźniały! Szpiegował mnie. Jak śmiał! Potrzebowała dłuższej chwili, aby się
opanować. Zdecydowała, że pójdzie na to spotkanie tylko po to, aby wygarnąć mu, co o nim sądzi. Były
nauczyciel czy nie, nie miał prawa. Zastanawiało ją też, czego może od niej chcieć. Jeżeli mnie
obserwował to wie, że nikomu o nim nie powiedziałam.
***
Wchodząc do pubu od razu go zauważyła, siedział w tym samym miejscu, w którym spotkała go
pierwszy raz. Nie spiesząc się podeszła do baru i zamówiła drinka. Przyda jej się dziś wieczorem. Na to,
co chciała powiedzieć Snape’owi, potrzebowała dodatkowej odwagi. Nawet tej sztucznie wykreowanej.
- Siadaj, Granger.
- Też się cieszę, że pana widzę, profesorze – odcięła się zgryźliwie i usiadła. – Przyszłam tu tylko po to,
aby powiedzieć, co o panu myślę!
- Nie rozpędzaj się tak, Granger – przerwał jej szyderczo. – Nie interesuje mnie twoje zdanie. Naprawdę
myślałaś, że to tak zostawię? Musiałem być pewny, że będziesz trzymała buzię na kłódkę.
Czemu mi to mówi? Przecież nigdy nikomu się tłumaczył. – To nie usprawiedliwia grzebania w cudzych
listach i prywatnym życiu! Wystarczyło zapytać!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • frania1320.xlx.pl
  • Tematy