Rude Girl - rozdz. 4. By Untouched-nienarszona. Beta - Cassandra874., ♥ღ wszystkie poprzednie rozdziały

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział 4
"Mocna jako śmierć jest miłość, twarda jako piekło
jest zazdrość".
- Znowu ty?
-Zapomniałaś torebki, skarbie - oparł się z uśmiechem o ścianę. -
Przecież wiesz jaki jestem czuły i opiekuńczy.
- Dobra, gdzie ją zostawiłam?
- Pod stołem.
- Tym... stołem?
- Tak, tam, gdzie robiłem ci masarz - wprosił się do środka. Skierował
się w stronę kuchni.
- Zamierzasz mi wypominać? Przecież sam wlazłeś pod stół.
- Prowokowałaś mnie, kotek.
- Prowokowałam?- Wykrztusiła. - Z pewnością cię nie prowokowałam.
Sam...
- Sam? O, nie, skarbie. Nie sam. Z tobą.
- Chciałabym łaskawie zaznaczyć, że w niczym ci tym razem nie
pomagałam.
Spojrzał na nią, a w jego wzroku migotały radosne iskierki.
- Nie? A kto rozstawił szeroko nogi?
- Było tak... Przyznam... Ale na początku. Później, gdy przyszedł
Kamil...
- Taaaak. Wiesz, to bardzo interesująca sprawa z tym Kamilem... Ile lat
się znacie?- Nagle zwrócił się ku niej.
Uśmiechnęła się.
- Dziękuję za torebkę. Było miło. Wiesz, gdzie są drzwi - i
odeszła. Po prostu sobie poszła.
Nie zdziwiło go to.
Poczekam
- pomyślał.
Kilka minut mnie nie zbawi-
postanowił zrobić sobie kawę.
Taaak. Raczej nic mnie już nie zbawi.
Pozostaje czekać na cud-
uśmiechnął się.
Który niewątpliwie teraz jest
na górze.
***
Tyle, że Alexander nie przypuszczał, że ów
cud
jest już dzisiaj
umówiony. Kiedy Mercedes zeszła na dół w nieprzyzwoicie krótkich,
czarnych szortach, białym, strasznie przylegającym do ciała topie na
ramiączkach i długich, również czarnych butach po kolana, Alexander
się zaniepokoił.
Gdzie ona się w takim stroju wybiera, do wszystkich
diabłów!?
- Gdzie idziesz?
Uśmiechnęła się zimno.
- To chyba nie twoja sprawa, skarbie.
- Wyobraź sobie, że moja, dopóki z tobą sypiam.
- No właśnie- powiedziała, schodząc po schodach. - Dopóki -
uśmiechnęła się. - A teraz wybacz, ale chyba przyjechał Blazer.
I właśnie w tej chwili Alexander poczuł się, jakby dostał czymś w
tył głowy.
Blazer!?-
myślał rozgorączkowany kilka minut później, kiedy to
wsiadał do swojego czarnego jaguara xf. Płynnie wjechał na drogę. Już
po dwudziestu minutach był w swojej jednostce.
Boże, tylko, żebym nie spotkał Davida! -
prosił.
Niech go....
wywieje, tylko, żeby mi tu nie przychodził.
Starał się robić najcichsze kroki, na jakie było go stać. Pragnął
bardzo cicho i anonimowo pójść do swoich pokoi na górze i się
przebrać. Starał się nie rzucać w oczy, kiedy przechodził przez wielką
salę, pełną wilkołaków. Niestety. Cuda się nie zdarzają.
- Cześć braciszku!- zawołał David, podchodząc.
A niech go szlag! Co za popieprzony gość go tutaj ze mną
wsadził?! Ahhh... JA! Chciałem być przykładnym bratem i co mnie
spotkało? Gówno! Ta ciamajda łazi za mną zawsze i wszędzie mnie,
cholera, pilnuje!
- O, cześć bracie! Jak się masz? - Davidowi nie spodobała się
najwidoczniej grzeczność, z jaką przywitał go Alexander, bo zmrużył
podejrzliwie oczy.
- Co cię ugryzło?
- Dzisiaj żaden wilkołak.
- Jesteś... w dobrym humorze?
- Tak.
- Dlaczego?
- Życie jest tego warte.
- Znalazł się optymista- mruknął. - Co ty, cholera, kombinujesz?-
Zapytał podejrzliwie.
Nie zamierzał owijać w bawełnę.
- Zamierzam dzisiaj wybrać się do Blazera- oznajmił głośno i
donośnie.
Przez uprzejmość spuścił głowę, aby nie manifestować zbytniej
wesołości na widok tylu rozdziawionych gęb.
- Ale... - ktoś zaczął- przecież każdy wie, że nigdy nie chodzisz
do klubów swoich przeciwników. A w szczególności do Blazera. To
taka twoja... pierwszorzędna zasada.
Alexander skrzywił się teatralnie.
- Zasady są po to, żeby je łamać, a że akurat mam ochotę się
rozerwać...
- Co ty kombinujesz?- Nie dawał za wygraną nadal podejrzliwy David.
- Nic- odpowiedział niewinnie. - A teraz pozwolicie, że się przebiorę-
Skierował się do drzwi.
Nie zwracał uwagi na szepty za plecami. Przecież wiedział, że
jego ludzie są jak baby. Te sępy to również cholerni plotkarze i gdyby
większa część nie była tak piekielnie dobra, to z pewnością poszukałby
do roboty prawdziwych facetów.
***
Ten pieprzony sukinsyn ma się czym pochwalić
- stwierdził
łaskawie Alexander, przyglądając się wnętrzu budynku. Nie czuł żadnej
zazdrości czy coś. I tak przecież jego klub był lepszy. Nie miał zamiaru
przyglądać się jego dorobkowi.
Uśmiechnął się do siebie
. Czas poszukać mojej kobiety.
Zaczął przedzierać się przez tłumy ludzi. Był to proces tak
niezwykle skomplikowany, trudny i męczący, że gdy Alexander jakimś
cudem dotarł do baru, był cholernie zły i najchętniej pobiłby jakiegoś
nieszczęśnika do nieprzytomności, aby wyładować emocje. Nie znalazł
jej. Za cholerę nie potrafił stwierdzić, gdzie jest Mercedes. A najgorsza
była myśl, że mogła być w tej chwili z Blazerem.
Tak naprawdę to nie rozumiał samego siebie. Przecież w
normalnej sytuacji człowiek taki jak on powinien znudzić się już jedną
kobietą, nie? Znaczy w jego przypadku zawsze tak było, aż do teraz.
Czuł do Mercedes niesamowity pociąg fizyczny jaki i... Nie potrafił
odejść. Nie zamierzał. Nie chciał też, aby ona zniknęła z jego życia.
Postanowił, że nie odejdzie, dopóki jego żądze nie umiarkują się
ostatecznie. Pragnął jej, pożądał tak mocno, jak tylko potrafi pożądać
Wilk, gdy zbliża się pełnia. A gdy ją znajdzie... oduczy, że nie warto
zadawać się z innymi.
Zamówił drinka pod tytułem "orgazm". Rozbawiony nazwą
napoju usiadł przy stoliku, obserwując.
Nagle poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Spojrzał w tamtą stronę i
ujrzał czarnowłosą piękność. Nawet nie zdążył nic powiedzieć, kiedy
ta szybko usiadła mu na kolanach. Zaczęła gładzić go po plecach.
- Skarbie, mogę ci dać to, na co czekasz. - Szepnęła.
No ładnie
- pomyślał.
Nie mógł się powstrzymać. Ale sądząc po
naturze Blazera można było spodziewać się, że jego klub to elegancki
burdel.
- Niestety złotko- odszepnął jej do ucha. - Jestem umówiony.
- Nie sądzę- poruszyła się na jego kolanach, ocierając o niego.
- Niestety. A teraz proszę zejdź ze mnie, póki nie jestem zły. Z natury,
gdy się gniewam, robię się brutalny.
- Ale ja lubię brutalnych facetów- zaćwierkała.
- To idź do Blazera.
- On jest zajęty- mruknęła. - Z jakimś rudzielcem.
- Pewnie dziwka. Możecie się podzielić. - Udawał obojętność.
- To nie była jaka dziwka, Alexander.
Wow. Nawet ona mnie zna.
- To elegancka kobieta. Pełna wdzięku i wyrafinowania. Nie
jest... sztuczna. Wiele innych chce nauczyć się takiego wrodzonego
wdzięku. Ale ona nie udaje.
Wiem. Jest wyjątkowa.
- I gdzie są?- spytał, także nie okazując emocji.
- Gdzieś...- przyjrzała mu się głębiej.
- Nie jesteś zazdrosna?- Zapytał szybko, aby nie wyczytała z wyrazu
jego oczu, jak bardzo jest rozgniewany.
Wzruszyła ramionami.
- Blzer ma mnóstwo kochanek. On jest wiecznie nienasycony.
Szczególnie przed pełnią. Aby przetrwać, trzeba nauczyć się
akceptować niektóre rzeczy- uśmiechnęła się do niego sztucznie. - A
teraz idź do nich. Są na górze- wskazała głową miejsce. - Idź, zanim
będzie za późno, bo możesz już jej nie odzyskać.- Zeszła z jego kolan i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • frania1320.xlx.pl
  • Tematy