Rudowłosa (1) - Jaye Wells, Sabina Kane
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MB/13102010
JAYE WELLS
RUDOWŁOSA
Przełożył Mirosław P. Jabłoński
REBIS
Dla Zaka:
Niczego nie trzeba odwoływać
MB/13102010
ROZDZIAŁ 1
Kopanie grobów to grób dla manicure'u, ale uczono mnie, że porządny wampir sprząta zawsze po posiłku. Nie
zważałam więc na spękany onyksowy lakier. Nie przejmowałam się ziemią pod paznokciami. Zlekceważyłam
fakt, że dłonie mam otarte do krwi i pokryte pęcherzami. A kiedy pękająca gałązka zaanonsowała przybycie I
Davida, jego też zignorowałam.
Nie odezwał się, tylko stał za gęstwiną drzew, czekając, bym przyjęła do wiadomości jego obecność. Pomimo
milczenia czułam płynące w moim kierunku gorące fale dezaprobaty.
W końcu ostatnia szufla ziemi wylądowała na grobie. Zwłócząc, oparłam się na trzonku łopaty i przywróciłam
włosom porządek. Potem strzepnęłam z kaszmirowego swetra grudki ziemi. Dla niektórych nie był to najlepszy
strój do kopania grobów, ale zawsze uważałam, że fizyczna praca nie stanowi wymówki dla niechlujstwa. Poza
tym sweter był czarny, pasował więc do dorywczych obrządków pogrzebowych.
Jesienny księżyc, jarząca się pomarańczowa kula, majaczył nadal na niebie. Mnóstwo czasu do wschodu
słońca. W dali słychać było odgłosy ruchu ulicznego; biały szum Miasta Aniołów. Dałam sobie chwilę na
chłonięcie spokoju.
Wróciło wspomnienie rozmowy telefonicznej z babką.
Kiedy powiedziała mi, kto jest celem ostatniego kontraktu, w żyłach rozprzestrzenił mi się lodowaty chłód.
Chciałam przerwać rozmowę, niezdolna uwierzyć w to, o co mnie prosiła. Ale kiedy powiedziała, że David
pracował z Clovisem Trakiyą, dreszcz zamienił się w czystą złość. Przywołałam teraz ten gniew, by dać ostrogę
postanowieniu. Zacisnęłam zęby, ignorując zimny kamień tkwiący w żołądku. Moje uczucia wobec Davida nie
miały teraz znaczenia. W chwili, w której postanowił współpracować z jednym z wrogów Dominii - pragnącym
obalić ich władzę gloryfikowanym przywódcą kultu - podpisał na siebie wyrok śmierci. Nie mogąc odkładać tego
ani chwili dłużej, odwróciłam się do niego.
-
O co chodzi?
David wyszedł sztywnym krokiem z kryjówki; niezadowolenie szpeciło idealne rysy jego twarzy.
-
Chcesz mi powiedzieć, że zakopywałaś ciało?
-
Kto, ja? - zapytałam, rzucając łopatę na ziemię. Wnętrza dłoni już mi się regenerowały. Chciałabym
móc powiedzieć to samo o poczuciu winy. Nie miałam ochoty usłyszeć tego, co David zamierzał powiedzieć w
ciągu najbliższych dziesięciu minut.
-
Przestań pieprzyć, Sabino. Znowu polujesz. - W jego oczach błyszczało oskarżenie. - Co się stało z
syntetyczną krwią, którą ci dałem?
-
Ma gówniany smak - odparłam. - To jak bezalkoholowe piwo. O co ci chodzi?
-
Bez względu na wszystko, żerowanie na ludziach jest złem.
Złem jest także zdrada własnej rasy pomyślałam. Jeśli była jakaś cecha Davida, która mnie wkurzała, to ta jego
świętoszkowata postawa. Gdzie miał swoje zasady moralne, kiedy postanowił nas sprzedać?
Trzymaj się, Sabino. Za kilka minut będzie po wszystkim.
-Och, daj spokój, to był tylko głupi diler narkotykowy powiedziałam, zmuszając się do kpiarskiego tonu. -|tv.li
ma ci to poprawić samopoczucie, to sprzedawał prochy dzieciakom.
David skrzyżował ramiona na piersi i nie odpowiedział.
Muszę jednak stwierdzić, że nic nie przebija grupy /ero z domieszką marychy. Szczęka Davida drgnęła. Jesteś
naćpana?
Nie bardzo - odparłam. - Chociaż mam dziwną ochotę na pizzę. Z podwójną ilością czosnku. Wziął głęboki
wdech.
-
Co ja mam z tobą zrobić?
Usta wykrzywił mu uśmiech, chociaż ton głosu był oschły
-
Przede wszystkim dość pouczeń. Jesteśmy wampirami, Davidzie. Nie obowiązują nas ludzkie zasady dobra i
zla.
Uniósł brwi.
-
Czyżby?
-
Nieważne - rzekłam. - Możemy chociaż raz darować sobie te filozoficzne debaty?
Pokręcił głową.
-
Dobra. To może powiesz mi, dlaczego spotykamy się na takim odludziu?
Westchnęłam głęboko i wyjęłam broń. David otworzył szeroko oczy, kiedy wycelowałam między nie
wykonany na zamówienie pistolet.
Przeniósł wzrok z broni na mnie. Miałam nadzieję, że nie zauważył lekkiego drżenia dłoni.
-
Powinienem był się tego domyślić, kiedy zadzwoniłaś - powiedział. - Nigdy tego nie robisz.
-
Nie zamierzasz zapytać, dlaczego? - Jego spokój denerwował mnie.
-
Wiem, dlaczego. - Skrzyżował ramiona i przyjrzał mi się uważnie. - Ale czy ty wiesz?
Mrugnęłam.
-
Wiem tyle, ile trzeba. Dlaczego zdradziłeś Dominie? Nie drgnął.
-Pewnego dnia ślepe posłuszeństwo wobec Dominii stanie się przyczyną twojego upadku. Wywróciłam oczami.
-
Nie marnuj ostatnich słów na kolejny wykład. Zaatakował, zanim skończyłam mówić. Wbił się we
3
mnie, wyciskając mi powietrze z płuc i wytrącając broń z ręki. Splątani padliśmy na świeży grób. Ziemia i pięści
latały w powietrzu, gdy usiłowaliśmy przemóc się nawzajem. Chwycił mnie za głowę i wbił mi twarz w podłoże.
Ziemia wypełniła mi nozdrza, a wściekłość zamgliła wzrok.
Zwinęłam dłonie w szpony, które wcisnęłam mu do oczu. Zasłonił je rękami z bólu. Kiedy przewróciłam go na
plecy, zyskanie przewagi zaowocowało dodatkową dawką adrenaliny. Ścisnęłam go kolanami w biodrach i
rąbnęłam podstawą dłoni w nos. Z nozdrzy trysnęła krew, plamiąc mu wargi i brodę.
-
Ty suko! - Jak zwierzę zagłębił kły w mięsistej części mojej ręki.
Warknął i zepchnął mnie z siebie. Przeleciałam pół metra i wylądowałam z głuchym plaśnięciem na tyłku.
Zanim złapałam oddech, swoim ciężarem przyszpilił moje ciało ponownie do ziemi. Tylko że tym razem mój
pistolet patrzył na mnie niemrugającym okiem.
-
Jak to jest, Sabino? - Kiedy szeptał, jego twarz była tuż przy mojej. Oddech cuchnął mu krwią i wściekłością. -
Jak to jest być na muszce?
-
Kijowo, prawdę mówiąc. - Zgrywałam twardzielkę, ale serce tłukło mi się o żebra. Zerknęłam w bok i w od-
ległości półtora metra ujrzałam używaną wcześniej szuflę. - Posłuchaj...
Zamknij się! - Oczy miał dzikie. - Wiesz, co w tym wszystkim jest najgorsze? Że przyszedłem tutaj dzisiejszej
nocy, żeby się z tobą dogadać. Ostrzec cię przed Dominiami i Clovisem...
Ostrzec mnie? David wcisnął mi w czaszkę zimną stal, tatuując mnie swoją wściekłością.
Ironia losu, co? Czy ty w ogóle wiesz, o co toczy się gra?
Odciągnął kurek pistoletu. Najwyraźniej pytanie było retoryczne.
Minęła jedna sekunda, dwie, a potem polankę wypełnił odgłos trzepotania skrzydłami i pohukiwanie.
David odwrócił się rozproszony. Uderzyłam go w krtań. I 'adł w tył, chwytając oddech i parskając. Powlokłam
tyłek w stronę łopaty.
Czas zwolnił. Obracając się, machnęłam szuflą szerokim łukiem. Kula zrykoszetowała po metalu, krzesząc
iskrę. David podniósł się nieco, by strzelić ponownie, ale rzuciłam się w przód, wywijając łopatą jak Babe Ruth
kijem. Metal zderzył się z czaszką Davida, powodując przyprawiający o mdłości trzask. David padł jak stos
szmat.
Nie leżałby długo. Wyrwałam mu pistolet z bezwładnej dłoni i wymierzyłam broń w jego pierś.
Miałam pociągnąć za spust, kiedy jego oczy otworzyły się powoli.
- Sabino.
Leżał na ziemi, pokryty pyłem i krwią. Guz na czole zaczął się już zmniejszać. Spojrzenie Davida wypełniła
świadomość nieuchronnego. Zawahałam się, obserwując go. Pewnego razu przyszłam do tego mężczyzny gdyż
uważałam go za przyjaciela. A teraz zdradził wszystko, co miałam za święte, i zaprzedał się wrogowi. Nienawi-
dziłam go z powodu tej zdrady Nienawidziłam Dominii, że wybrały mnie na egzekutorkę. Ale najbardziej
nienawidziłam samej siebie za to, co miałam zrobić.
Podniósł dłoń w moją stronę - błagając, żebym go wysłuchała.
Kiedy obserwowałam, jak się wysila, by usiąść, wnętrzności miałam jak zanurzone w kwasie. - Nie ufaj...
Ostatnie słowa zginęły w huku wystrzału. Ciało Davi-da buchnęło płomieniami wywołanymi przez
metafizyczne tarcie towarzyszące opuszczaniu go przez duszę.
Targały mną konwulsje. Ciepło ognia nie było w stanie powstrzymać drżenia kończyn. Padając w pył, przecią-
gnęłam drżącą ręką po twarzy.
Broń w dłoni zdawała mi się żelazem do znakowania bydła. Upuściłam pistolet, ale ręka nadal mnie rwała.
Chwilę później zmieniłam zdanie i ponownie podniosłam broń. Wysunęłam magazynek i wyjęłam jeden nabój.
Przyglądając się kuli, zastanawiałam się, co czuł David, kiedy płaszcz pocisku się rozerwał i dawka toksycznego
płynu odarła go z nieśmiertelności.
Zerknęłam na dymiący stos, który był niegdyś moim przyjacielem. Cierpiał? Czy też śmierć stanowiła natych-
miastowe wyzwolenie od wszystkich brzemion nieśmiertelności? Czy może skazało to duszę Davida na gorszy
los? Wzdrygnęłam się. Jego zadanie tutaj było skończone. Moje nie.
Bluzkę miałam pokrytą smugami sadzy ziemi i wysychającej krwi - mojej i Davida. Zaczerpnęłam głęboko
powietrza, mając nadzieję, że uwolni mnie to od napięcia w klatce piersiowej.
Ogień zgasł, pozostawiając zwęgloną, dymiącą masę popiołu i kości. Super, pomyślałam, teraz będę musiała
wykopać kolejny grób.
Oparłam się na łopacie, by wstać. Przez polankę przemknęła plama bieli. Sowa krzyknęła ponownie, po czym
pi/rl runęła ponad drzewami. Znieruchomiałam, zastanawiając się, czy mam omamy słuchowe. Odezwała się po-
nownie, i tym razem byłam pewna, że zaskrzeczała: „Sa-liina".
Być może dym oraz zmęczenie wyprawiały ze mną jakieś sztuczki. Może ptak naprawdę wypowiedział moje
unię. Nie wiedziałam, ale nie miałam czasu, żeby się nad lym zastanawiać. Musiałam pogrzebać zwłoki.
Kiedy kopałam, zaczęły mnie piec oczy. Starałam się przekonać samą siebie, że to zwykła reakcja na dym, ale
glos w mojej głowie szeptał: „Winna". Z bezwzględną determinacją zepchnęłam sumienie w głąb, kompresując je
do postaci ciasnego węzła i wtykając w ciemny zakamarek jestestwa. Może wydobędę je później i przyjrzę się mu
dokładnie. A może nie.
Dobrzy zabójcy pozbywają się problemów bez wyrzutów sumienia. Nawet jeśli tym problemem jest przyjaciel.
1George Herman Ruth, zwany „The Babe", (1895-1948), zapewne najsłynniejszy bejsbolista wszech czasów (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza).
ROZDZIAŁ 2
Następnym moim przystankiem po pogrzebaniu Davi-da był „Grobowiec". Usytuowany w Silverlake, w pobliżu
Sunset, od frontu zapewniał obsługę młodym śmiertelnikom. Na zapleczu jednak mieścił się jeden z najlepszych
wampirzych klubów w LA.
Nigdy wcześniej nie widziałam tego bramkarza. Miał gruby kark, a jego fryzura na małpiatkę nie stanowiła jedynie
ironicznej deklaracji. Nosił czarny podkoszulek bez rękawów z białym napisem „Palant". Uznałam, że to jego imię.
-
Przykro mi, mała. Nie masz dokumentów, nie wchodzisz.
-
Słuchaj - odparłam. - Jesteś nowy, więc wybaczę ci ignorancję. Ewan mnie zna.
Palant uśmiechnął się; krzywe, żółte od nikotyny zęby wisiały mu u warg.
-Jesteś dzisiaj dziesiątą laską, która powołuje się na znajomość z Ewanem. Nie ma głupich. Następny!
Odprawił mnie, patrząc na parę w kolejce za mną.
-
Jakiś dokument?
Odepchnęłam faceta, który wyszedł przede mnie.
-
Co jest? - zapytał, prychając jak rozdymka.
- Spieprzaj - odparłam, nie patrząc na niego. -Słuchaj - zwróciłam się do bramkarza, który wesli liną I ciężko. -
Wchodzę. Możesz spróbować mnie zatrzymać, ale nie radzę.
Roześmiał się i napiął biceps. No, to dawaj.
Kiedy ruszyłam do przodu, jego ręka wystrzeliła i chwyciła mnie za lewe ramię. Oswobodziłam się z uchwy-In
szybkim skrętem w kierunku jego kciuka. Przeszło mi przez myśl, by zgruchotać mu kości śródstopia, ale nie chciałam
robić więcej zamieszania, niż to było konieczne. Szłam dalej, ale chwycił mnie od tyłu ramionami w pasie, uniósł w
powietrze i przycisnął mocno do siebie.
To tyle, jeśli chodzi o unikanie scen.
-
Lubisz ostrą grę? - szepnął mi do ucha.
Miałam mu właśnie pokazać, do jakiego stopnia lubię ostro grać, kiedy objawił się Ewan. Puść ją, Czołg - polecił.
-
Ale ona nie ma dokumentów, szefie.
-
Nie szkodzi - rzekł Ewan.
-
Ale powiedział pan...
-
Powiedziałem, puść ją!
Jak tylko dotknęłam stopami podłoża, odwróciłam się gotowa zwalić go z nóg. Zanim zdołałam zawirować na pięcie,
Ewan chwycił mnie za rękę i przyciągnął gwałtownie do siebie.
- Uspokój się - powiedział - albo osobiście wykopię twój tyłek na ulicę.
Mierzyliśmy się wzrokiem tylko kilka chwil. Napięcie wisiało nad nami jak chmura, a reszta ludzi w kolejce wstrzymała
zbiorowo oddech. Tak naprawdę wiedziałam jednak, że mój gniew nie ma nic wspólnego z bramkarzem. Bicie się z nim
nie wymazałoby ostatnich dwóch godzin mego życia. Wzięłam głęboki oddech i wycofałam się, zadowoliwszy się
rzuceniem spojrzenia na neandertalczyka ponad ramieniem Ewana. Ten udobruchał Czołga i odesłał go z powrotem do
drzwi. Ruchem głowy pokazał mi, żebym poszła z nim na zaplecze.
Od ściany do ściany lokal wypełniali śmiertelnicy. Wielu z nich kotłowało się na niewielkim parkiecie tanecznym przed
estradą, ale okolice baru, gdzie ludzie starali się zwrócić na siebie uwagę barmanów, były równie zatłoczone. Na scenie
dziewczęcy zespół punkowy demolował instrumenty. Laski brzmiały jak stado kotek w rui. Ponad estradą niewielkie
światełka tworzyły napis „Zbawienie".
Wszystko to sprawiało klaustrofobiczne wrażenie. Dym tytoniowy mieszał się z wonią potu i stęchłego piwa, by nie
wspomnieć o przemożnym zapachu krwi tętniącej we wszystkich tych śmiertelnych ciałach.
Kiedy mijaliśmy damską toaletę, otworzyły się drzwi. Dwie tlenione blondynki wciągały kreski prosto z blatu
umywalni. Ich krew dałaby zdumiewającego kopa, gdybym je wypiła. Dobrze jednak wiedziałam, że nie należy tam
wchodzić. Po pierwsze, Ewan zabiłby mnie, gdybym żerowała na jego klientach. Po drugie, chociaż okazjonalne wyssanie
ćpuna stanowiło nieszkodliwą przekąskę, to żywienie się narkomanami było kiepskim pomysłem. Inni wcześniej ode
mnie się przekonali, iż nie są w stanie oprzeć się ćpaniu z drugiej ręki, i stwierdzali, że stali się uzależnieni na wieczność.
Kolejny bramkarz stał jakieś trzy metry za toaletami. Był mniejszy od faceta przed wejściem, ale dużo groźniejszy.
Kasztanowate włosy Sebastiana były wygolone po bokach, tworząc irokeza na środku głowy. W nosie miał kolczyk, a na
połowie lewego ramienia wytatuowanego smoka.
-
Jak leci, Sabino? - zapytał ponad głowami pary śmiertelników, z którymi rozmawiał.
-
Hej! - mówiąc to, kobieta się zachwiała. Nie wiedziałam, czy winne tej utraty równowagi były masywne ul li konowc
piersi czy ilość wypitego alkoholu. – Byliśmy tutaj pierwsi.
Mówiłem wam już, żebyście spadali - odparł spokojnie Sebastian.
-Jakiś problem? - Ewan wystąpił naprzód.
Tak, mamy problem - powiedział chłopak pijanej la->iki. Hyl muskularnym hollywoodzkim typem, prawdopodobnie
aktorem. Scena alternatywnego rocka Silverlake nie przyciągała zwykle tego rodzaju ludzi. Być może uważa!, że bywanie
tutaj czyni go ostrzakiem. - Nie chce nas wpuścić do salonu VIP-ów. Kwan rozgrywał to spokojnie.
-Czy ich nazwiska są na liście? - Spojrzał ponownie na Sebastiana.
bramkarz nie wahał się ani chwili.
-Nie, proszę pana.
Ale on nie ma żadnej listy - zaskomliła dziewczyna, lacet wyszedł przed nią i nadął się. Czy pan wie, kim ja jestem?
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
- Indeks
- ruski - jedzenie (v3),
- Ruchy i wspolnoty w Kosciele, Religijne, Egzorcyzmy i modlitwy o uwolnienie
- Ruch anarchistyczny w Europie wobec przemian globalizacyjnych przełomu XX i XXI wieku Malendowicz Paweł FULL, N jak Nauka
- Rys III 5 , Programy, pokaz Sopro
- Rozmowy z Bogiem tom 2 NEALE DONALD WALSCH EBOOK, Nauka
- Rolemaster Construct Companion Errata, Podreczniki RPG, Rolemaster
- Rozdzial3, FILOLOGIA, Filologia polska, Hist. lit. pol
- Rodz.3 w.15 Pojednanie z Bogiem, Wiersze Teokratyczne, Wiersze Teokratyczne w .
- Rozdział 6 (tł. Kath), Maggie Stiefvater - Drżenie(1)
- Rola psychologa w leczeniu bezsennosci, âŹâĄâŹ PSYCHOLOGIA
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- radom.pev.pl