Robin Cook - Uprowadzenie, !!! 2. Do czytania, Zachomikowane(1)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Robin Cook
Uprowadzenie
(Przełożył: Norbert Radomski)
2
Dla Camerona Witaj, Maleńki!
3
Rozdział 1
Dziwna wibracja wyrwała Perry’ego Bergmana z niespokojnego snu. Niemal
natychmiast ogarnęło go nieokreślone, dręczące uczucie. Drażniący szmer
przypominał mu odgłos paznokci zgrzytających o szkolną tablicę. Wzdrygnął się.
Odrzucił cienki koc i wstał. Wibracja wciąż trwała. Teraz, gdy stał boso na stalowym
pokładzie, kojarzyła mu się raczej z wiertłem dentystycznym. Mógł rozróżnić
przebijający przez nią zwykły pomruk generatorów statku i szum klimatyzatorów.
– Co, u diabła? – powiedział na głos, choć w zasięgu słuchu nie było nikogo,
kto mógłby udzielić mu odpowiedzi. Poprzedniego wieczoru przybył na statek,
Benthic Explorer, helikopterem, po długim locie z Los Angeles przez Nowy Jork do
Ponta Delgada na Azorach. Biorąc pod uwagę różnicę stref czasowych oraz długą
dyskusję na temat problemów technicznych, na jakie natknęła się jego ekipa, jego
wyczerpanie było zrozumiałe. Nie miał ochoty być budzony po raptem czterech
godzinach snu, a już na pewno nie przez tę irytującą wibrację.
Energicznym ruchem chwycił słuchawkę wewnętrznego telefonu i wystukał
numer na mostek. Czekając na połączenie, stanął na palcach i wyjrzał przez okienko
swojej VIP-owskiej kajuty. Przy wzroście metr sześćdziesiąt osiem nie uważał się za
niskiego – po prostu nie był wysoki, to wszystko. Na zewnątrz słońce ledwie zdążyło
wynurzyć się zza horyzontu. Statek rzucał na Atlantyk długą smugę cienia. Perry
patrzył na zachód ponad mglistym, spokojnym oceanem, rozpościerającym się niczym
olbrzymi płat kutej cyny. Woda kołysała się łagodnie niskimi, z rzadka unoszącymi się
falami. Spokój tej sceny zadawał kłam temu, co działo się pod powierzchnią. Dzięki
komputerowo sterowanym dziobowym i rufowym silnikom manewrowym Benthic
Explorer utrzymywany był w stałym położeniu nad fragmentem wulkanicznie i
sejsmicznie aktywnego Grzbietu Śródatlantyckiego – dzielącego ocean na pół
zębatego pasma górskiego o długości dwudziestu tysięcy kilometrów. Z nieustannie
wylewającymi się potokami lawy, podmorskimi wybuchami pary i częstymi
wstrząsami sejsmicznymi, te zatopione szczyty były całkowitym przeciwieństwem
letniego spokoju panującego na powierzchni oceanu.
– Mostek – odezwał się w słuchawce znudzony głos.
– Gdzie jest kapitan Jameson? – warknął Perry.
– W swojej koi, o ile mi wiadomo – odparł głos niedbałym tonem.
4
– Co to, u diabła, za wibracja? – zapytał Perry.
– Nie mam pojęcia, ale nie pochodzi z silników statku, jeżeli o to pan pyta. W
przeciwnym razie maszynownia zgłosiłaby mi to. Najprawdopodobniej to po prostu
wiertnica. Chce pan, żebym skontaktował się z przedziałem wiertniczym?
Perry nie odpowiedział. Po prostu trzasnął słuchawką. Nie mógł uwierzyć, że
facet na mostku, kimkolwiek jest, nie uznał za stosowne zająć się tą wibracją z własnej
inicjatywy. Nic go to nie obchodziło? Zirytował go panujący na jego statku nieład,
postanowił jednak zająć się tym później. Na razie próbował skoncentrować się na
swojej garderobie. Wciągnął na siebie dżinsy i gruby wełniany golf. Nie musiał pytać,
żeby się domyślić, że wibracja mogła pochodzić z wiertnicy. To było zupełnie
oczywiste. Ostatecznie to właśnie problemy z wierceniami były powodem, dla którego
przybył tu z Los Angeles.
Zdawał sobie sprawę, że angażując się w obecne przedsięwzięcie – wiercenie do
wnętrza komory magmowej podmorskiego wulkanu na zachód od archipelagu
Azorów – postawił na szali przyszłość Benthic Marinę. Był to projekt wykonywany bez
zlecenia, co oznaczało, że firma wydaje pieniądze, zamiast je zarabiać, a upływ
gotówki był zatrważający. Jego zapał do tego przedsięwzięcia brał się z przekonania,
że cała impreza przyciągnie powszechną wyobraźnie, skupi zainteresowanie ogółu na
badaniach głębin morskich i wywinduje Benthic Marinę na czołową pozycję w
oceanografii. Niestety jednak operacja nie przebiegała tak, jak planowano.
Ubrany już Perry spojrzał w lustro nad umywalką w pudełkowatej łazience.
Jeszcze parę lat temu nie zaprzątałby sobie tym głowy. Ale to się zmieniło. Odkąd
przekroczył czterdziestkę, przekonał się, że rozczochranie, z którym dawniej było mu
tak do twarzy, teraz postarzało go, a w najlepszym razie sprawiało, że wyglądał na
zmęczonego. Włosy mu rzedły i potrzebował okularów do czytania, ale jego uśmiech
pozostał zniewalający. Był dumny ze swych równych, białych zębów, zwłaszcza
dlatego, że podkreślały opaleniznę, którą z wielkim wysiłkiem utrzymywał.
Zadowolony ze swego odbicia w lustrze wypadł z kajuty i popędził korytarzem. Gdy
mijał drzwi kajut kapitana i pierwszego oficera, korciło go, żeby grzmotnąć w nie,
dając w ten sposób ujście swemu rozdrażnieniu. Wiedział, że metalowe powierzchnie
odbiłyby dźwięk jak kotły, wyrywając śpiących mieszkańców ze spokojnej drzemki.
Jako założyciel, prezes i główny udziałowiec Benthic Marinę spodziewał się, że ludzie
będą zwijać się jak w ukropie, gdy on jest na pokładzie. Czy tylko jego obchodziło to
wszystko na tyle, by zainteresować się tą wibracją?
5
Znalazłszy się na pokładzie, usiłował zlokalizować źródło dziwnego pomruku,
który teraz zlewał się z odgłosem pracującej wiertnicy. Benthic Explorer był
stuczterdziestometrowej długości statkiem badawczym z wznoszącą się na
śródokręciu dwudziestopiętrową wieżą wiertniczą, spinającą mostem otwartą studnię
między kadłubami. Poza wiertnicą, statek szczycił się zespołem do nurkowania
saturowanego, łodzią podwodną głębokiego zanurzenia oraz kilkoma zdalnie
sterowanymi saniami kamer, z których każde mieściły na sobie imponujący zestaw
aparatów fotograficznych i kamer wideo. Cały ten sprzęt, w połączeniu z bogato
wyposażonym laboratorium, pozwalał jego macierzystej firmie, Benthic Marinę, na
prowadzenie szerokiego zakresu operacji i badań oceanograficznych.
Drzwi przedziału wiertniczego otworzyły się i ukazał się w nich potężny
mężczyzna. Olbrzym ziewnął, przeciągnął się, po czym przełożył przez ramiona szelki
kombinezonu i wetknął na głowę żółty kask z napisem: KIEROWNIK ZMIANY,
wypisanym wielkimi literami nad daszkiem. Wciąż jeszcze zesztywniały od snu, ruszył
w stronę stołu obrotowego. Wyraźnie nie spieszył się, choć wibracja niosła się przez
cały statek.
Przyspieszywszy kroku, Perry dopędził mężczyznę akurat w chwili, gdy
dołączyli do niego dwaj inni marynarze.
– Rzęzi tak już od jakichś dwudziestu minut, szefie! – ryknął jeden z nich,
przekrzykując hałas urządzeń wiertniczych. Wszyscy trzej ignorowali Perry’ego.
Pochrząkując, brygadzista naciągnął parę grubych rękawic ochronnych i
żwawo wszedł na wąski metalowy pomost, spinający centralną studnię. Jego zimna
krew zaimponowała Perry’emu. Kładka robiła wrażenie niezbyt solidnej, a niska,
wątła barierka stanowiła jedyne zabezpieczenie przed upadkiem do znajdującego się
dwadzieścia metrów niżej oceanu. Zbliżywszy się do stołu rotacyjnego, brygadzista
wychylił się przez poręcz i oburącz ujął obracający się wał, nie zaciskając uchwytu,
lecz pozwalając mu przesuwać się między chronionymi przez rękawice dłońmi. Z
przechyloną na bok głową próbował zinterpretować wędrujące wzdłuż wału drgania.
Nie zajęło mu to wiele czasu.
– Zatrzymać wiertnicę! – ryknął.
Jeden z robotników rzucił się do zewnętrznej tablicy rozdzielczej. Po chwili stół
rotacyjny zatrzymał się ze szczękiem i drażniąca wibracja ustała. Brygadzista wrócił
po kładce na pokład.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • frania1320.xlx.pl
  • Tematy