Roland Topor - 'Chimeryczny Lokator', Książki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROLAND TOPOR
CHIMERYCZNY
LOKATOR
(Le locataire chimerique)
Przekład:
Tomasz Matkowski
CZĘŚĆ PIERWSZA
NOWY LOKATOR
ROZDZIAŁ I
MIESZKANIE
T
relkovsky'emu groziła eksmisja, gdy jego przyjaciel Simon powiedział mu o wolnym
mieszkaniu na ulicy Pirenejów. Poszedł tam. Ponura dozorczyni nie chciała pokazać
lokalu, lecz tysiącfrankowy banknot sprawił, że zmieniła zdanie.
- Proszę za mną - rzekła szorstko i nieprzychylnie.
Trelkovsky był młodym człowiekiem w wieku około trzydziestu lat, uczciwym,
grzecznym, który nade wszystko nie znosił kłopotów. Zarabiał skromnie, dlatego też
utrata mieszkania była dla niego katastrofą, pensja nie pozwalała mu bowiem na
wystawne życie w hotelu. Miał jednak na książeczce trochę oszczędności i liczył, że
będzie mógł zapłacić odstępne, jeśli nie okaże się ono zbyt wygórowane.
Mieszkanie składało się z dwóch ciemnych pokoi bez kuchni. Jedyne okno w głębi
wychodziło na ścianę, w której dokładnie naprzeciwko znajdował się lufcik. Trelkovsky
zrozumiał, że jest to okienko ubikacji w sąsiedniej kamienicy.
Ściany pokryte były żółtą tapetą. Widniały na niej gdzieniegdzie rozlegle plamy wilgoci.
Cała powierzchnia sufitu była popękana, a szczeliny rozgałęziały się jak nerwy liścia.
Małe kawałki tynku, które się stamtąd oderwały, chrzęściły pod nogami. W pokoju bez
okna znajdował się kominek z imitacji marmuru, a w nim gazowy grzejnik.
- Poprzednia lokatorka wyskoczyła przez okno - wyjaśniła dozorczyni, stając się nagle
bardziej rozmowna. - Proszę spojrzeć, widać stąd miejsce, gdzie upadla.
Poprowadziła Trelkovsky'ego przez labirynt różnorakich mebli i z satysfakcją wskazała
resztki szklanego daszku, znajdujące się o trzy piętra niżej.
- Nie umarła, ale po prawdzie to tak jakby trup. Leży w szpitalu Saint-Antoine.
- A jeśli wyzdrowieje?
- Nie ma obawy - zaśmiała się szyderczo wstrętna kobieta. - Niech pan się tym nie
przejmuje.
Mrugnęła porozumiewawczo.
- To dobra okazja.
- Jakie są warunki?
- Dogodne. Jest tylko małe odstępne za wodę. Cala instalacja jest nowa. Przedtem trzeba
było wychodzić na podest, kiedy cię chciało skorzystać z bieżącej wody. Właściciel sam
zapłacił za instalację.
- A ubikacja?
- Dokładnie naprzeciwko. Schodzi pan na dół i wchodzi klatką B. Stamtąd może pan
widzieć mieszkanie. I na odwrót. Uśmiechnęła się obleśnie.
- To widok, który warto zobaczyć.
Trelkovsky nie był zachwycony. Ale tak czy inaczej, mieszkanie było okazją.
- Ile wynosi odstępne?
- Pięćset tysięcy. Komorne piętnaście tysięcy franków miesięcznie.
- To drogo. Nie będę mógł zapłacić więcej niż czterysta tysięcy.
- To już nie moja sprawa. Niech pan się dogada z właścicielem. Jeszcze jeden uśmiech.
- Niech pan idzie z nim porozmawiać. To niedaleko. Mieszka piętro niżej. No, to ja już
pójdę. I niech pan pamięta, że to okazja, której nie należy przepuścić.
Trelkovsky odprowadził ją aż do drzwi właściciela. Zadzwonił. Otworzyła mu stara
kobieta o nieufnym spojrzeniu.
- Nic nie dajemy niewidomym - rzuciła bardzo szybko.
- Chodzi o mieszkanie...
Jej oczy błysnęły chytrze.
- Jakie mieszkanie?
- To piętro wyżej. Czy mogę się widzieć z panem Zy?
Stara zostawiła Trelkovsky'ego pod drzwiami. Usłyszał jakieś szepty, po czym wróciła i
powiedziała, że pan Zy go przyjmie. Zaprowadziła go do jadalni, gdzie tamten siedział
przy stole. Usuwał właśnie skrupulatnie resztki jedzenia z zębów. Pokazał palcem, że jest
zajęty. Pogrzebał w trzonowym zębie i wyciągnął stamtąd strzęp mięsa nakłuty na koniec
zaostrzonej zapałki. Przyjrzał mu się uważnie i połknął go.
Wtedy dopiero zwrócił się do Trelkovsky'ego.
- Widział pan mieszkanie?
- Tak. Chciałbym właśnie porozmawiać z panem o warunkach.
- Pięćset tysięcy i piętnaście tysięcy miesięcznie.
- Tak właśnie powiedziała mi pani dozorczyni. Chciałbym wiedzieć, czy to pańskie
ostatnie słowo, ponieważ nie mogę dać więcej niż czterysta tysięcy.
Właściciel zrobił znudzoną minę. Przez dwie minuty z roztargnieniem obserwował starą,
która sprzątała ze stołu. Wydawało się, że wspomina wszystko, co przed chwilą zjadł.
Chwilami kiwał głową z aprobatą. Powrócił do tematu rozmowy.
- Czy dozorczyni mówiła panu o wodzie?
- Tak.
- W dzisiejszych czasach bardzo trudno znaleźć mieszkanie. Pewien student dał mi
połowę tej sumy za jeden tylko pokój na szóstym piętrze. I nie ma tam wody.
Trelkovsky odchrząknął, aby jego glos brzmiał dźwięczniej. On też był znudzony.
- Proszę mnie dobrze zrozumieć. Nie próbuję dyskredytować pańskiego mieszkania, ale
nie ma tam kuchni. Z ubikacją też są kłopoty. Załóżmy, że zachoruję, co nie należy do
moich zwyczajów, mówię to od razu, ale załóżmy, że będę musiał wyjść załatwić się w
środku nocy: no więc, to niewygodne. Z drugiej strony, dam panu wprawdzie tylko
czterysta tysięcy, ale dam je gotówką.
Właściciel przerwał mu.
- Tu nie chodzi o pieniądze. Nie będę przed panem ukrywał, panie...
- Trelkovsky.
- ...Trelkovsky, że nie mam kłopotów pieniężnych. Nie czekam na pańskie pieniądze, aby
móc sobie kupić coś do jedzenia. Nie, wynajmuję, ponieważ mam wolne mieszkanie, a
jest to rzecz, o którą dziś niełatwo.
- Oczywiście.
- Mam jednak swoje zasady. Nie jestem dusigroszem, lecz filantropem też nie jestem.
Moja cena wynosi pól miliona. Znam innych właścicieli, którzy zażądaliby siedmiuset
tysięcy i mieliby do tego pełne prawo. Ja chcę pięćset i nie mam powodu brać mniej.
Trelkovsky z uwagą wysłuchał przemówienia, kiwając potakująco głową.
- Ależ naturalnie, panie Zy. Doskonale rozumiem pański punkt widzenia i uważam go za
bardzo rozsądny. Ale... czy mogę pana poczęstować papierosem?
Właściciel odmówił.
- ...Jesteśmy ludźmi cywilizowanymi. Podyskutujmy, w ten sposób zawsze można się
dogadać. Pan chce pięćset. W porządku. Ale jeśli ktoś daje panu pięćset w ciągu trzech
miesięcy, te trzy miesiące mogą zmienić się w trzy lata. Czy sądzi pan, ze jest to
korzystniejsze niż czterysta tysięcy od razu?
- Tego nie twierdzę. Wiem lepiej od pana, że nie ma nic lepszego niż cala suma od razu,
gotówką. Tylko że ja wolę pól miliona gotówką niż czterysta tysięcy gotówką.
Trelkovsky zapalił papierosa.
- Oczywiście. Nie mam wcale zamiaru twierdzić, że jest inaczej. Jednak niech pan
weźmie pod uwagę, że poprzednia lokatorka jeszcze nie umarła. A jeśli wróci? Jeśli
będzie chciała zrobić zamianę? Pan wie, że pan nie ma prawa sprzeciwiać się zamianie.
W takim wypadku nie tylko nie dostałby pan pięciuset tysięcy, lecz nie dostałby pan nic.
Podczas gdy ja daję panu czterysta tysięcy. I wtedy nie ma problemu, wszystko zostaje
załatwione polubownie. Ani pan nie ma kłopotów, ani ja. Czy może mi pan
zaproponować coś lepszego?
- Małe są szansę na to, żeby doszło do takiej sytuacji.
- Być może, ale trzeba to wziąć pod uwagę. Podczas gdy z moimi czterystoma tysiącami
gotówką nie ma problemu, nie ma sprawy.
- No dobrze, zostawmy na razie tę kwestię, panie... Trelkovsky. Jak już panu
powiedziałem, nie to jest dla mnie najważniejsze. Czy pan jest żonaty? Proszę mi
wybaczyć, że o to pytam, ale chodzi mi o dzieci. To jest spokojny dom, a moja żona i ja
jesteśmy starszymi ludźmi...
- Nie takimi znów starymi, panie Zy!
- Wiem, co mówię. Jesteśmy starszymi ludźmi i nie lubimy hałasów. Tak więc
uprzedzam pana od razu, jeśli jest pan żonaty, jeśli ma pan dzieci, może mi pan
zaproponować milion i też się nie zgodzę.
- Proszę się nie obawiać, panie Zy. Ze mną nie będzie pan mial tego rodzaju kłopotów.
Jestem spokojny i nie mam żony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • frania1320.xlx.pl
  • Tematy